WŁOCHY – okolice Lago di Garda

Zwykły wpis
WŁOCHY – okolice Lago di Garda

 

IMG_1141

Włochy – czasami zastanawiamy się co stanowi o tym, że ta ojczyzna melodyjnego języka stała się tak popularna wśród turystów i zyskała tylu zwolenników. Podstawowe skojarzenia związane z tym krajem to bogata historia, wspaniała kultura i sztuka, unikalne zabytki architektury, niezapomniane dzieła znanych artystów. Dodajmy do tego nasze osobiste odczucia: promienie słońca muskające rozgrzane ciało, błękit nieba i lazur morza, niezapomniane widoki malowniczych toskańskich pól, czy krętych nadmorskich dróg wybrzeża Amalfi, wspaniałą kuchnię śródziemnomorską, smak oliwy, owoców morza i dobrego wina, zapach cytrusów i bugenwilli. Te wspomnienia przychodzą nam na myśl kiedy w słotne, jesienne dni, nasze myśli kierują się w stronę kolorowych obrazów odchodzącego lata.

Na początek, pragnę zachęcić Was do odwiedzenia rejonu, który pomimo swoich wspaniałych walorów turystycznych zazwyczaj pomijany jest zarówno przez polskie wycieczki, jak i przez turystów indywidualnych. Doceniony przez turystów innych nacji, którzy już dawno odkryli jego uroki, przez Polaków został na razie dostrzeżony w minimalnym stopniu. A szkoda, bo jest to wspaniałe miejsce gdzie odpoczynek staje się prawdziwą przyjemnością – łagodny, śródziemnomorski mikroklimat, bujna przyroda, błękit nieba i wody, odurzający zapach pinii, gajów oliwnych i drzewek cytrusowych – to wszystko stwarza niezapomnianą mieszankę, która sprawia, że pragniemy tu powrócić ponownie.

Rejonem od którego rozpoczynam wędrówkę po Włoszech są okolice jeziora Garda (Lago di Garda), usytuowanego w północnych Włoszech. Jego dogodne położenie sprawia, że dojazd autostradą „Brennero” z austriackiego Innsbrucku nie zabiera wiele czasu. Z autostrady zjeżdżamy za Rovereto, kierując się szosą do miejscowości Nago i Torbole. Tutaj mała przestroga – często zdarza się, że w szczycie sezonu, ten krótki, 17 kilometrowy odcinek, pokonujemy w ślimaczym tempie, a sznur samochodów przed nami wystawia naszą niecierpliwość na długą próbę. Za miejscowością Nago, naszym oczom ukazuje się wspaniały widok położonego poniżej jeziora Garda, oraz  panorama otaczających go gór. Serpentynami zjeżdżamy do miejscowości Torbole, gdzie możemy wybrać jedną z dwóch, interesujących dróg prowadzących nas wzdłuż jeziora na południe, do autostrady Wenecja – Mediolan. Kierując się na prawo – zachodnią stroną jeziora, poprzez Riva del Garda i Limone sul Garda, skręcając zaś w lewo – wschodnim wybrzeżem prowadzącym przez Malcesine i Torii del Benaco. Obie drogi są interesujące, lecz różnorodne – droga przez Limone jest kręta, a na paru dłuższych odcinkach poprowadzona została w tunelach wydrążonych w skałach stromo opadających do jeziora, natomiast droga przez Malcesine prowadzi nas przez urocze miasteczka i gwarantuje nam możliwość podziwiania pięknych widoków. W tym miejscu kolejna uwaga – skutkiem atrakcyjności tych rejonów jest duży ruch samochodowy, a co za tym idzie, powolne tempo jazdy i częste  korki. Trzeba się zatem duchowo na to nastawić i chociaż bywa to dość męczące, widoki z pewnością zrekompensują nam czas stracony w podróży.

IMG_0557

Lago di Garda jest typem jeziora polodowcowego, a zarazem największym jeziorem włoskim, rozciągającym się na długości ok. 55 km. Położone w trzech prowincjach: Werona, Trydent i Brescia, zachwyca swoim różnorodnym ukształtowaniem – na północy otoczone górami łańcucha Gruppo del Baldo, na południu przechodzi w równinę. Lago di Garda, z uwagi na swój specyficzny mikroklimat, otoczone jest bujną roślinnością śródziemnomorską, a na zboczach gór rozsiadły się gaje oliwne, oraz drzewa cytrusowe. To właśnie z uwagi na swój łagodny klimat rejon ten cieszy się nie tylko uznaniem turystów szukających odpoczynku, lecz został również doceniony przez osoby poszukujące aktywnych form wypoczynku. Jezioro Garda  jest jednym z najlepszych miejsc w Europie do uprawiania surfingu i windsurfingu, trasy rowerowe zaspokoją potrzeby wielu zapaleńców wypraw rowerowych, a szczyt Monte Baldo na który można wjechać kolejką linową, gwarantuje wspaniałe wrażenia wszystkim zwolennikom wędrówek pieszych.

Nad jeziorem położone są urocze miasteczka, ponadto w okolicy znajduje się wiele innych atrakcji które sprawią, że każdy – nawet najbardziej wybredny turysta, znajdzie coś dla siebie, a pobyt nad Lago di Garda stanie się przyjemnością.

Spośród wielu miasteczek położonych nad Gardą, mnie najbardziej przypadły do gustu trzy z nich – Malcesine, Limone sul Garda i Sirmione. Każde z nich jest inne, każde z nich posiada swój indywidualny charakter, a podczas spacerów po uroczych, wąskich uliczkach odkryjemy nie tylko ich czar, lecz również ich ciekawą historię.

IMG_0496

Malcesinez wąskimi, krętymi uliczkami tarasowo schodzącymi do jeziora, zamkiem dumnie górującym nad miasteczkiem i bogatą historią.

Malcesine - zamek

Malcesine – zamek

W okolicy znaleziono ślady kultury etruskiej, a miasteczko, które stało się ważnym punktem obronnym, przechodziło przez ręce Longobardów, Franków, Republiki Weneckiej, Francuzów i Austriaków. To właśnie za austriackiego panowania, zakończonego w 1866 roku, zamek pełnił funkcję garnizonu wojskowego. W 1881 roku rejon ten został ostatecznie przyłączony do Włoch.

Malcesine - zamek

Malcesine – zamek

 

 

 

 

 

Pierwotny zamek wzniesiony został na stromych skałach wybrzeża przez Longobardów, na przełomie V i VI wieku. W XIII wieku przeszedł w ręce rodziny Della Scala i chociaż ich panowanie nie trwało długo (zakończyło się w roku 1387), zamek do dzisiejszego dnia nosi nazwę pochodzącą od ich nazwiska.

Malcesine - widok z zamku na przeciwległy brzeg

Malcesine – widok z zamku na przeciwległy brzeg

 

 

 

 

Zamek był wielokrotnie przebudowywany, tak więc podczas zwiedzania odnajdujemy zarówno fragmenty średniowieczne (biała, kamienna wieża), jak i pochodzące z późniejszego okresu (solidne mury obronne z XIII wieku). Warto odwiedzić ten przepięknie położony zabytek, aby z wysokości jego murów podziwiać panoramę jeziora, wraz z przeciwległym stromym i  skalistym brzegiem.

Wszystkim miłośnikom wycieczek proponuję wjazd kolejką linową na szczyt góry Monte Baldo (1.760 m. n.p.m.), skąd roztacza się wspaniała panorama na Lago di Garda.

IMG_0478

Malcesine – porcik

 

Następnie, udajmy się na spacer wąskimi, brukowanymi uliczkami starego miasta, nie zapominając o tym, aby wstąpić do jednej z wielu położonych w pobliżu kawiarenek i nieśpiesznie popijając aromatyczne, mocne espresso, obserwować różnobarwny tłum turystów przetaczający się nieopodal. Możemy również wpaść do restauracji położonej nad samą wodą, aby wybrać coś ze smakowitych frutti di mare, lub delektować się smakiem oryginalnej włoskiej pizzy (tak, tak – na super cienkim cieście!) .

Krewetki - Gamberoni

Krewetki – Gamberoni

 

W staromiejskich sklepikach znajdziemy ciekawe wyroby skórzane, ceramikę, oraz oliwę z oliwek z okolicznych upraw. Niestety, ceny oliwy nie zachęcają do pośpiesznych zakupów, a sklepikarze, korzystając z natłoku turystów, dostosowują ceny do turystów z grubszym portfelem (zwłaszcza Niemców), znacznie je zawyżając. Poszukajmy zatem okazji cenowych w innym miejscu. Warte wspomnienia jest również doskonałe wino Bardolino (różowe Chiaretto, czerwone Classico), produkowane w okolicach pobliskiej miejscowości o tej samej nazwie.

 

 

 

Limone sul Gardapołożone po przeciwnej stronie jeziora (prawie na wprost Malcesine), skrywa się w cieniu wielkiego klifu.

IMG_1872

Jego nazwa pochodzi od gajów cytrusowych, które w rejonie miasteczka rosły od wielu lat. To malownicze miejsce cieszy się ogromną popularnością turystów, tak więc w niewielkim miasteczku panuje ruch i różnojęzyczny gwar. Promenada nad jeziorem, małe porciki, oraz wąskie, czasami strome uliczki zapraszają do spacerów, a okoliczne sklepiki gościnnie otwierają swoje podwoje. Można w nich nabyć wyroby skórzane, włoskie przysmaki pochodzące z tego rejonu, pachnące mydełka cytrynowe, oraz znakomite likiery Limoncello i Limoncino. Jeszcze do niedawna dojazd do Malcesine był utrudniony, można było jedynie dopłynąć tam łódką, lub przedzierać się przez góry. Podjęto zatem decyzję o wybudowaniu innej drogi która skomunikuje Limone z innymi miejscowościami.

Limone sul Garda - promenada nad jeziorem

Limone sul Garda – promenada nad jeziorem

Ta żmudna i trudna technicznie droga została ukończona w roku 1932, kiedy to oddano ją do użytku pod nazwą Gardesana Occidentale. Trasa w większości przebiega wygodnymi, szerokimi tunelami, co niezmiernie ułatwiło mieszkańcom Limone kontakt z resztą rejonu. To również w znacznym stopniu przyczyniło się do rozwoju turystyki po tej stronie jeziora.

W Limone znajdziemy wiele restauracyjek i kawiarenek serwujących typowe dania włoskie, dania rybne, czy wspaniałe lody. Warto odpocząć w jednej z położonych nad samą wodą knajpek, spoglądając na łódki sunące po jeziorze, czy przypatrując się przepływającym kaczkom.

Limone sul Garda

Limone sul Garda

Do Limone sul Garda możemy dopłynąć niewielkimi stateczkami z miejscowości położonych w innych częściach jeziora. Dużą popularnością cieszy się trasa Limone sul Garda – Malcesine, turyści bardzo chętnie z niej korzystają, podziwiając z górnego pokładu piękną panoramę jeziora wraz z miejscowościami Malcesine i Limone sul Garda położonymi na przeciwnych jego brzegach. Podróż trwa około 30 minut, a bilet w obie strony kosztuje 9,00 EUR.

Okolice Lago di Garda urzekały przez wieki artystów. Malownicze krajobrazy wykorzystywali również filmowcy. To tutaj, w tunelach Gardesana Occidentale, kręcone były sceny które ubarwiły początek filmu „Quantum of Solace„. To tutaj właśnie Agent 007 – James Bond uciekał w szaleńczym pędzie przed ścigającymi go ochroniarzami pana White’a (powiązanego z tajemniczą organizacją Quantum), pragnącymi odbić swojego szefa.

 

Sirmione – położone w południowej części jeziora, na niewielkim, 4 kilometrowym cyplu, stanowi jedną z ważniejszych atrakcji turystycznych Lago di Garda.

IMG_1744

Przepiękne miasteczko szczycące się wielowiekową historią, z ciekawą architekturą zabytkowych kamieniczek i wąskich uliczek, z rzymskimi ruinami Grotte di Catullo i XIII-wiecznym zamkiem Castello Scaligero (w XIII wieku Sirmione znajdowało się we władaniu rodziny Della Scala, rządzących z pobliskiej Werony, w XV wieku zostało przyłączone do Republiki Weneckiej i pełniło ważną rolę strategiczną).

Sirmione - zamek Scaligero

Sirmione – zamek Scaligero

Sirmione - zamek Scaligero

Sirmione – zamek Scaligero

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pierwsze ślady osad na tym terenie pochodzą z okresu neolitu; w czasach rzymskich, Sirmione stało się ważnym ośrodkiem miejskim.

Sirmione - stare miasto

Sirmione – stare miasto

Tutaj znajdziemy również Termy z ciepłymi źródłami wód termalnych (źródła Catullo i Virgil), których zdrowotna moc znana była już w czasach antycznych. Sirmione, od wieków swoją urodą przyciągało turystów – sławili je malarze i poeci. Jego uroki opisywali między innymi Stendhal czy Goethe.

Sirmione stało się również przystanią dla legendarnej Marii Callas, która w burzliwych chwilach swojego życia, po kolejnej ognistej kłótni z Aristotelesem Onasisem, chroniła się tutaj w swojej willi (Villa Meneghini). Wśród strzelistych cyprysów, zniewalającego zapachu drzew piniowych i kolorowych oleandrów, starając się ukoić skołatane nerwy, czekała niecierpliwie na telefon od ukochanego Ariego który wezwie ją do powrotu. W takiej chwili, niewiele potrzebowała czasu aby spakować walizki, w pośpiechu opuścić willę i udać się w kolejną podróż. Paryż, Nowy Jork, Londyn… – miejsce było obojętne – z rozradowanym sercem jechała wszędzie tam, gdzie oczekiwał na nią Ari – jej wielka miłość, pełna niezmiennie przeplatanej radości i udręki, miłości i nienawiści. To właśnie to magiczne miejsce wspominała parę dni przed swoją śmiercią słowami: „tęsknię za Sirmione”. To miejsce stało się jej prawdziwym domem.

Sirmione - stare miasto

Sirmione – stare miasto

 

Jeśli przyjechaliśmy do Sirmione samochodem, zostawmy go na dużym płatnym parkingu znajdującym się po prawej stronie ulicy wjazdowej. Szukanie lepszego miejsca na sąsiednich uliczkach w pobliżu starego miasta, zazwyczaj staje się bezcelowe, a uliczne korki są przyczyną straty czasu i nerwów:)

Rejon starego miasta jest strefą pieszą, z ograniczoną możliwością ruchu kołowego, chociaż dozwolony jest dojazd do hoteli położonych za murami (kontrola przed  mostkiem umożliwia weryfikację pojazdów uprawnionych do wjazdu). Z obserwacji widać jednak, że przejazd w żółwim tempie po wąskich i zatłoczonych uliczkach stanowi duże wyzwanie dla kierowców i nie należy do przyjemności:)

 Z parkingu, po paru minutach, dochodzimy do niewielkiego placyku, a przed nami otwiera się wspaniały widok na błękit jeziora, oraz otoczony murami zamek Scaligero, odgrodzony od stałego lądu fosą z kamiennym mostkiem. Przechodzimy mostkiem na drugą stronę, aby rozpocząć spacer po uroczym starym mieście.

Sirmione - rękodzieło artystyczne

Sirmione – rękodzieło artystyczne

Wąskimi uliczkami przeciskamy się przez różnobarwny tłum turystów, zaglądając w głąb małych sklepików z włoską ceramiką i oryginalnymi wyrobami z mosiądzu. Restauracyjki usytuowane na placach, placykach i w ciasnych uliczkach, zapraszają do odpoczynku. Wszędzie panuje gwar, słychać rozmowy w różnych językach.

Sirmione - jedna z wielu lodziarni

Sirmione – jedna z wielu lodziarni

Przed lodziarniami ustawiają się kolejki chętnych do degustacji znakomitych lodów. Na ladzie stoją waflowe rożki w różnych rozmiarach, a ich kolorowe posypki cieszą oczy.

Rozmaitość kolorów i smaków przyprawia o zawrót głowy, wybór z pewnością nie jest prosty tym bardziej, że lody sprzedawane są nie na kulki, lecz na smaki nabierane sporymi szpatułkami i nasze polskie „kulki” z pewnością nie stanowią dla nich konkurencji:)

Spacerując wśród kolorowego tłumu dochodzimy do placyku przy którym położone są Termy, tutaj w ciepłych źródłach możemy zażyć relaksu – w ich pobliżu usytuowało się wiele droższych hoteli i pensjonatów.

W tym miejscu możemy również wsiąść do elektrycznego „tramwaju”, który dowiezie nas około półtora kilometra dalej, do muzeum archeologicznego Grotte di Catullo. Po drodze, po prawej stronie mijamy położoną wśród drzewek oliwnych plażę miejską, po lewej stronie zwróćmy uwagę na willę Marii Callas (na murze okalającym willę, tuż przy bramie wjazdowej, umieszczono odnośną tabliczkę).IMG_1820

Dojeżdżamy do małego placyku przed Grotte di Catullo – znajdujemy się na samym krańcu cypla, otoczonego z trzech stron błękitem wody. Dociera do nas delikatny zapach drzew oliwnych z plantacji położonej na terenie muzeum.

 

 

 

Grotte di Catullo była patrycjuszowską posiadłością pochodzącą z czasów rzymskich. Jej właścicielem był znany poeta Gaius Valerius Cattulus, pochodzący z bogatej rodziny z Werony. Pozostałości ruin obejmują 20.000 metrów kwadratowych powierzchni, położone są wśród drzew oliwnych, a wspaniały widok na błękitne jezioro i majaczący w oddali brzeg, dopełnia całości. Ta obszerna willa posiadała trzy poziomy (łatwe do rozpoznania również obecnie), a znalezione podczas wykopalisk przedmioty (monety, fragmenty fresków, mozaik czy stiuków możemy obejrzeć w Antiquarium – muzeum położonym przy wejściu).

Sirmione - Grotte di Catullo

Sirmione – Grotte di Catullo

.

Sirmione - Grotte di Catullo

Sirmione – Grotte di Catullo

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nieśpiesznie spacerujemy pośród cichych ruin, napawając się widokiem ich pięknego położenia. Zachwyca nas to miejsce – istotnie, rezydencja musiała wyglądać wspaniale w czasach swojej świetności.

Kierujemy się w stronę wyjścia, aby w ten sam sposób, tramwajem elektrycznym, wrócić na placyk przed Termami, skąd spacerkiem przez stare miasto dochodzimy do parkingu.

Sirmione - stare miasto

Sirmione – stare miasto

Jeszcze tylko ostatni łyk espresso, ostatnie spojrzenie na zachodzące słońce wpadające do lazurowej wody Lago di Garda. Zmęczeni, lecz zadowoleni z przeżytych doznań, przechodzimy kamiennym mostkiem pod kamiennym sklepieniem bramy, mijając białe, kamienne ściany zamku Scaligero.

 

 

 

W rejonie Lago di Garda spotkamy wiele innych ciekawych miejsc, z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Ja wspomnę o dwóch z nich, położonych na północy jeziora, w okolicy miasteczka Riva del Garda.

Pierwszą z atrakcji jest wodospad Varone (Parco Grotta Cascatta Varone), oddalony o 3 km od Riva del Garda.

Ten potężny wodospad, który stanowi dumę mieszkańców Riva del Garda, spada z

Varone - Parco Grotta Cascata Varone

Varone – Parco Grotta Cascata Varone

wysokości  około 90 metrów, aby z potężnym hukiem spłynąć kaskadowo na dół przez dwie wielkie groty skalne (niższą i wyższą). W obu grotach usytuowane zostały galeryjki wraz z punktami obserwacyjnymi, do których można dojść wspinając się tarasowo położoną dróżką, przy której posadzone zostały rośliny typowe dla klimatu śródziemnomorskiego. Z głośników ukrytych wśród zieleni sączy się cicha, nastrojowa  muzyka Vivaldiego. Ilość spadającej wody, jej huk i odpowiednie podświetlenie ścian stwarza niesamowitą scenerię.

Varone - Parco Grotta Cascata Varone

Varone – Parco Grotta Cascata Varone

 

 

 

 

 

 

 

Nic dziwnego, że wodospad ten stał się tak wielką atrakcją. Jego otwarcie nastąpiło 20 czerwca 1874 roku, a uświetnione zostało obecnością dwóch znakomitych gości – Jana Wettyna, króla Saksonii, oraz Nikolasa Petrovića-Njegoša, księcia Czarnogóry.

Miejsce to w późniejszych latach przyciągało wielu sławnych ludzi, stało się również inspiracją dla Tomasza Manna, który pod jego urokiem napisał „Czarodziejską Górę”.

Drugą z atrakcji jest stanowisko archeologiczne nad jeziorem Ledro  (Museo delle palafitte del lago di Ledro).

Ledro - Museo delle palafitte del lago di Ledro

Ledro – Museo delle palafitte del lago di Ledro

Znajduje się tutaj niewielki ogród botaniczny, w którym kultywowane są uprawy z ziaren pochodzących z okresu brązu, znalezionych na tych terenach. Przy okazji, na terenie nad jeziorem zaprezentowana została unikalna ekspozycja chat posadowionych na palach, wraz z eksponatami, którymi ludność z tamtego okresu posługiwała się w codziennym życiu.

 

 

 

Ledro - Museo delle palafitte del lago di Ledro

Ledro – Museo delle palafitte del lago di Ledro

.

Ledro - Museo delle palafitte del lago di Ledro

Ledro – Museo delle palafitte del lago di Ledro

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Nad jeziorem Garda organizowane są cykliczne targi – handlowcy objeżdżają jezioro Garda w konkretne dni, rozstawiając swoje stoiska w poszczególnych miasteczkach (np. w Malcesine targ organizowany jest we wtorek, w Limone w sobotę).

Lago di Garda - cykliczny bazar

Lago di Garda – cykliczny bazar

Można zaopatrzyć się w wyroby skórzane, ceramikę czy regionalne przetwory spożywcze.

 

Nad Lago di Garda, również dzieci znajdą wiele atrakcji przeznaczonych dla siebie – wodne parki rozrywki (Castelnuovo del Garda, Lazise, Valpolicella), leśny park rozrywki (San Zeno di Montagna), czy Aquarium (Castelnuovo del Garda) staną się miłą niespodzianką dla naszym milusińskich.

Okolice jeziora obfitują w gaje oliwne i winnice, znajdziemy tutaj wielu małych i większych producentów oliwy i win. Wielu z nich zaprasza na degustacje, które ułatwiają podjęcie decyzji przy wyborze ich produktów.

 

Warto zatem odwiedzić ten piękny rejon, cieszyć się jego walorami turystycznymi, śródziemnomorską przyrodą, wspaniałymi widokami, słońcem i lekkim powiewem delikatnego zefiru:)

IMG_1160

Lago di Garda – rejs po jeziorze

 

Zdjęcia są własnością autorki bloga, nie wyrażam zgody na ich wykorzystywanie bez mojej zgody.

PORTUGALIA – Fatima, Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej

Zwykły wpis

IMGP3014

Z Polski do Lizbony, najszybciej oczywiście docieramy samolotem – mamy do wyboru wiele możliwości, w tym również przeloty bezpośrednie  LOT-em,  lub portugalskimi liniami lotniczymi  TAP. My jednak, z uwagi na plany związane z drugą częścią urlopu, do Lizbony lecimy z Monachium. I tutaj pierwsza podpowiedź –  jeśli zdecydujecie się na wylot z Niemiec, poszukajcie zakwaterowania w hotelu z opcją „park, sleep & fly”. Ta wygodna forma, oprócz noclegu ze śniadaniem, dodatkowo umożliwia pozostawienie samochodu na parkingu hotelowym lub lotniskowym przez cały okres naszej nieobecności. Pozwala również na oszczędność czasu, który poświęcamy na znalezienie parkingu i załatwienie formalności. Co ważniejsze, koszty są zdecydowanie niższe od tradycyjnych opłat parkingowych na, lub w pobliżu lotniska. Spośród bogatej oferty zakwaterowania najwygodniej skorzystać z  hoteli lub pensjonatów położonych w pobliżu lotniska, lub hoteli znajdujących się bezpośrednio na jego terenie. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że hotel posiada miejsca na parkingu usytuowanym blisko hali odlotów/przylotów,  co zaoszczędzi nam  konieczności dojazdu z parkingu do hali, jak również  dłuższego szamotania się z bagażem.

Portugalia kojarzy się najczęściej z piękną, słoneczną pogodą oraz słodkim lenistwem turystów odpoczywających pod parasolami na piaszczystych plażach południowej Portugalii. My chcemy ten stereotyp złamać – ciekawi jesteśmy nie tylko zabytków, lecz również historii, kultury, zwykłych ludzi, nowych smaków i zapachów. Dopiero połączenie tych wszystkich elementów stanowi dla nas prawdziwą Portugalię. Decydujemy się zatem na wynajęcie samochodu i ruszamy w nieznane.

W przeciwieństwie do innych stolic europejskich, lotnisko w Lizbonie usytuowane jest w mieście – dojazd do hotelu, czy przyjazd na lotnisko nie stwarzają większych problemów. Przed lądowaniem, z okien samolotu podziwiamy wspaniałą panoramę rozciągającego się pod nami miasta.

Po odprawie i  przejściu do hali głównej, czeka nas niespodzianka – przed nami długa kolejka do wypożyczalni samochodów. Widocznie nie tylko my zdecydowaliśmy się na załatwienie formalności na miejscu. Trudno, swoje trzeba odstać, traktujemy to jako nauczkę i obiecujemy sobie pamiętać o wcześniejszej rezerwacji przy kolejnych wojażach, co z pewnością zaoszczędzi nam niepotrzebnych stresów i wiele straconego czasu:)

Po długim czekaniu i pokonaniu niezbędnych formalności w wypożyczalni, nareszcie wsiadamy do samochodu. Naszym pierwszym celem jest Fatima, miasteczko oddalone od stolicy Portugalii o 120 km.. Wyjeżdżamy z  Lizbony i kierujemy się wygodną autostradą na północ.

Do Fatimy docieramy  wczesnym popołudniem i już na samym wstępnie natrafiamy na problem aprowizacyjny – głód daje się we znaki, wszędzie można się czegoś napić, natomiast na treściwszy posiłek trzeba poczekać do 18.00. Będziemy musieli przeczekać popołudniową sjestę. Ostatecznie, po długich poszukiwaniach, trafiamy na niewielką knajpkę w której oferują nam smażonego dorsza. Na naszych twarzach pojawia się

Fatima - uliczka nieopodal Sanktuarium

Fatima – uliczka nieopodal Sanktuarium

szeroki uśmiech, jednak nie gości tam zbyt długo. Przełykając pierwsze kęsy już wiemy, że nie będzie to łatwe wyzwanie – ryba jest twarda, z trudem można ją pokroić, a co dopiero pogryźć (najprawdopodobniej jest to bacalhau, czyli dorsz suszony). Nie zważając na przeszkody kończymy posiłek, aby po krótkim odpoczynku udać się na zwiedzanie miasteczka.

Fatima, a właściwie niedaleka wioska Cova da Iria, która była miejscem Objawień Maryjnych, odwiedzana tłumnie przez rzesze pielgrzymów, stała się jednym z najważniejszych miejsc dla katolików z całego świata. To tutaj, 13 maja 1917 roku trójka małych pastuszków pasła niewielkie stadko owiec. Byli to dziesięcioletnia Łucja, jej dziewięcioletni kuzyn Franciszek i siedmioletnia Hiacynta. Tak jak zazwyczaj w południe, dzieci odmówiły różaniec i podjęły przerwaną wcześniej zabawę stawiania niewielkiego muru z polnych kamieni. Nagle, niebo przeszyła błyskawica. Przestraszone dzieci, bojąc się nadciągającej burzy, zerwały się aby pobiec do domu. Wtedy, druga błyskawica rozdarła niebo, a nad pobliskim dębem skalnym pojawiła się jasna postać trzymająca różaniec. Postać ta, opisywana przez dzieci jako „Pani jaśniejsza niż słońce”, przedstawiła się jako Matka Boska Różańcowa, poprosiła ich o modlitwę i następne wizyty przez kolejnych 5 miesięcy (każdego 13 dnia nowego miesiąca o tej samej porze). Tak też się stało – dzieci przychodziły w to samo miejsce 13 czerwca, lipca, września i października. Postać przekazywała dzieciom swoje posłanie, one też stały się  powiernikami trzech Tajemnic Fatimskich, które przez długi czas trzymane były w tajemnicy. Kiedy po paru spotkaniach, dzieci opowiedziały o wydarzeniach jakich były świadkami, przerażeni dorośli zabronili dzieciom kolejnych spotkań. Dlatego też, sierpniowe objawienie na które dzieci nie mogły się udać, zamiast 13 sierpnia miało miejsce 19 w wiosce Valinhos. Świadkiem tego wydarzenia było wiele osób, wiadomość rozchodziła się szybko, a kolejne objawienia gromadziły coraz większą ilość wiernych. Ostatnie objawienie, w październiku, zgromadziło 70 tysięcy osób. W swoim ostatnim orędziu, Matka Boska Różańcowa wezwała wiernych do odmawiania różańca, oraz poprosiła o wybudowanie kaplicy na jej cześć. Po zakończeniu objawienia, wszystkim zebranym ukazało się „wielkie, jaśniejące, wirujące wokół własnej osi słońce, które jak ognista kula zdawało się spadać ku ziemi”. Hiacynta i Franciszek zmarli wcześnie, natomiast Łucja wstąpiła do zakonu i już jako zakonnica zgromadzenia Św. Doroty, w latach 1925/26 oraz 1929 doznała kolejnych objawień, w których Matka Boska ponownie nalegała na odmawianie różańca, pokutę i żal za grzechy. W miejscu, w którym dzieci zobaczyły pierwszą błyskawicę, zbudowano Bazylikę Matki Boskiej Różańcowej, w miejscu w którym po raz pierwszy pojawiła się świetlista postać, stoi dzisiaj Kaplica Objawień.

IMGP3032

Znajdujemy się niedaleko placu Sanktuarium – na pobliskich uliczkach ulokowało się wiele hoteli, co ułatwia wybór zakwaterowania. Nam udało się znaleźć pokój w niewielkim hoteliku położonym tuż przy placu Sanktuarium. od którego odgradza nas tylko pas zieleni. Na pobliskich uliczkach spotykamy wiele sklepów z dewocjonaliami. Są one mniejsze lub bardzo duże, posiadają niezliczoną ilość różańców (wykonanych między innymi z drzewa różanego czy sandałowego), świętych obrazków, figurek „świętych”, szkaplerzyków i pojemniczków na wodę święconą. Dla nas ciekawostką stają się modele ludzkich narządów (wątroby, serca, głowy, ręki, nogi i wielu innych) – i chociaż wykonane zostały ze stearyny tak jak tradycyjne świece, nie posiadają knotów. Wystawione zostały w koszach na zewnątrz sklepów i wiele osób szpera w nich wybierając odpowiednią część ciała. Nie zaspokoiwszy swojej ciekawości odchodzimy od koszy, na razie wykorzystanie  tych „części zamiennych” pozostaje dla nas tajemnicą.

Plac przed bazyliką

Plac przed bazyliką

Wchodzimy na wielki plac przed Bazyliką Matki Boskiej Różańcowej, rozpościerający się przed nami. Jest późne popołudnie, mamy szczęście – na placu znajduje się niewielu pielgrzymów, co umożliwia nam swobodne dojście do każdej jego części. W pierwszej kolejności, nasze zainteresowanie wzbudzają ogromne, kadzie z płonącym wewnątrz ogniem. Sprawiają na nas  niesamowite wrażenie, stając się jakby nawiązaniem do pradawnego rytuału wiecznego ognia palącego się na chwałę bogów. Podchodzimy bliżej – obok nich, zauważamy pielgrzymów trzymających w dłoniach „części zamienne”.

Każdy z nich, podchodząc do kadzi wrzuca swoją „część” do płonącego wnętrza. Nowe „części” dołączają do innych, zapalają się jasnym płomieniem, aby spłonąć w ogniu razem z innymi. Tutaj ich tajemnica zostaje wyjaśniona – „części zamienne” tak chętnie kupowane przez pielgrzymów odgrywają rolę wotów. Każda z tych stearynowych części jest wskazaniem tego na co cierpimy my lub nasi bliscy, tego co nas boli, na co chorujemy. Pielgrzymi wierzą, że spalenie chorej „części” oczyszcza ten narząd, usuwa przyczynę danej choroby i przynosi ulgę. Do tego dołączają modlitwę do Matki Boskiej Fatimskiej, głęboko wierząc, że ich żarliwa modlitwa wraz z prośbą o pomoc, zostaną wysłuchane.

"Kadzie" do spalania wotywnych "części zamiennych" oraz świec.

„Kadzie” do spalania wotywnych „części zamiennych” oraz świec.

Przechodzimy dalej, obok stoją kolejne, mniejsze pojemniki, przy których  pielgrzymi zapalają długie, wotywne świece. Powoli zaczyna zapadać zmierzch, a żółto-czerwone płomienie w promieniach zachodzącego słońca sprawiają niesamowite wrażenie.

Odrywamy się od tego widoku aby udać się w stronę bazyliki. Szczęście nam sprzyja, na placu nadal panuje spokój, do bazyliki wchodzimy bez przeszkód – właśnie trwa msza. Wsłuchujemy się w słowa modlitwy i ze zdziwieniem odkrywamy, że trafiliśmy na mszę odprawianą po polsku, dla polskiej grupy pielgrzymów. Siadamy w ławce, aby nie zakłócać spokoju wiernym i skupić się na kontemplacji wnętrza.

IMGP2995

Wnętrze bazyliki

 

Po zakończeniu mszy, rozpoczynamy zwiedzanie bazyliki –  jako kościół, została ona konsekrowana w 1953 roku, a tytuł bazyliki otrzymała w 1954 roku. Została zbudowana z miejscowego kamienia, natomiast ołtarze powstały z portugalskich marmurów z rejonów Fatimy, Estremoz oraz Pero Pinheiro. W niszy, nad wejściem do bazyliki, umieszczona została 4,5 metrowa figura Niepokalanego Serca Maryi, wykonana według wskazówek siostry Łucji. W centrum zespołu architektonicznego wznosi się 65 metrowa dzwonnica, zwieńczona koroną z brązu oraz podświetlanym krzyżem, widocznym  w nocy z dużej odległości.

Groby rodzeństwa - Hiacynty i Franciszka

Groby rodzeństwa – Hiacynty i Franciszka

Wewnątrz, nad wejściem głównym podziwiamy wspaniałe organy, posiadające 152 rejestry i składające się z blisko 12.000 piszczałek z ołowiu, cyny i drewna. W bazylice znajdują się również groby Hiacynty, Franciszka i Łucji, a do stojących obok nich plastikowych pojemników można włożyć kwiaty, wota stanowiące podziękowania za spełnienie próśb, oraz modlitwy o kolejne błogosławieństwa.

Wychodzimy z bazyliki, na zewnątrz zapadł już zmrok. Na placu zaczynają się gromadzić wierni na wieczorne i nocne msze, a tłum przed Kaplicą Objawień z każdą chwilą gęstnieje coraz bardziej. Pełni wrażeń przebytego dnia wychodzimy z placu, obiecując sobie zawitać tutaj ponownie jutro rano. W hotelowym pokoju, jeszcze długo w nocy, przez otwarte okna docierają do nas melodyjne głosy modlitw i śpiewów.

IMGP2988

Bazylika w zachodzącym słońcu

Kolejny dzień wita nas błękitnym niebem, pięknym słońcem i smacznym śniadaniem. W dobrych humorach ponownie zmierzamy na plac przed bazyliką. Na placu, pomimo wczesnej pory, zbierają się już pielgrzymi. Przed wejściem do bazyliki robi się coraz tłoczniej – dobrze, że udało nam się tam wejść wczoraj.

IMGP3027

„Droga pokuty”

Po lewej stronie placu, naprzeciwko bazyliki spostrzegamy mały tłumek, tworzący kolejkę. Podchodząc bliżej spostrzegamy, że ciemniejszy kolor marmuru ułożonego na placu  układa się w formę ścieżki ciągnącej się w stronę Kaplicy Objawień. Widzimy osoby przypinające do kolan ochraniacze. Następnie, osoby te klękają i mrucząc półgłosem modlitwy zaczynają na klęczkach przesuwać się w stronę Kaplicy. Ich bliscy w skupieniu towarzyszą im idąc obok. To „droga pokuty”.

"Droga pokuty" wiodąca  w stronę Kaplicy Objawień.

„Droga pokuty” wiodąca w stronę Kaplicy Objawień.

Wielu pielgrzymów przybywających do Sanktuarium korzysta z tej formy podziękowania za dobrodziejstwa, lub w ten sposób błaga o  o pomoc i wstawiennictwo Matki Boskiej. Jest to wzruszający widok – na klęczkach posuwają się  młode matki z niemowlętami w objęciach, osoby starsze, dzieci, pełzną starcy, którzy nie mogą poruszać się na kolanach. Nikogo nie przeraża długość tej drogi, pomimo bólu obtartych kolan, posuwają się zdecydowanie i uparcie dążą do celu jakim jest kapliczka Matki Boskiej Różańcowej. Naprawdę, wstrząsający widok.

 

 

Idąc wzdłuż „drogi pokuty” dochodzimy do Kaplicy Objawień.

Kaplica Objawień

Kaplica Objawień

W kaplicy prawie bez przerwy odbywają się  msze, tłum zgromadzony wewnątrz jak i na zewnątrz modli się w różnych językach. W środku kaplicy znajduje się druga, starsza i mniejsza kapliczka, przy której umieszczono figurę Matki Boskiej Fatimskiej. To właśnie Jej opiece zaufał Papież Jan Paweł II, to w Jej koronie, jako wotum, została umieszczona łuska pocisku który ranił Ojca Świętego na placu św. Piotra. Ze względów bezpieczeństwa, figura chroniona jest szklanym kloszem. Trwamy w zadumie przez dłuższy czas, podziwiając zarówno śliczną biało-niebieską kapliczkę, jak i emanującą spokojem i ufnością twarz Matki Boskiej.

Kapliczka oraz figura Matki Boskiej Fatimskiej wewnątrz Kaplicy Objawień

Kapliczka oraz figura Matki Boskiej Fatimskiej wewnątrz Kaplicy Objawień

Wychodzimy z Kaplicy Objawień, jeszcze rzut oka na stary, okazały dąb skalisty rosnący nieopodal, ostatnie spojrzenie na jaśniejącą w promieniach słonecznych bazylikę, palące się jasnym płomieniem rzędy świec, oraz kondukt wiernych niestrudzenie sunących na kolanach w stronę Kaplicy.

Matka Boska Fatimska

Matka Boska Fatimska

Czujemy się wyciszeni wewnętrznie, a pozytywne emocje jakie zabieramy ze sobą, na długo zasilą nasze baterie.

Wsiadamy do samochodu i wyjeżdżamy z Fatimy. Udajemy się na wschód, do leżącego nieopodal zamku Templariuszy w Tomar.

Ale o tym wspaniałym obiekcie opowiem w kolejnym odcinku:)

 

 

 

AUSTRIA – Wiedeń, dawna stolica Cesarstwa Austro-Węgier

Obrazek
Wiedeń - fragment secesyjnej ornamentyki nad wejściem do Muzeum Secesji

Wiedeń – fragment secesyjnej ornamentyki nad wejściem do Muzeum Secesji

 „Wien, Wien, nur du allein”

tę  znaną  piosenkę skomponował w 1913 roku Rudolf Sieczyński. Tytuł zawiera wszystko to co w Wiedniu jest najcenniejsze, niepowtarzalne i jedyne. Wielu turystów wyjeżdża z tego miasta z niedosytem, przyrzekając sobie jeszcze tu powrócić. Wielu z nich powraca. Ja powracam tutaj często, ponieważ Wiedeń, tak jak i cała Austria, jest dla mnie miejscem magicznym. To tutaj, nieśpiesznie pijąc Melange chłonę specyficzną, spokojną atmosferę tego miasta, tutaj odpoczywam podziwiając wspaniałe krajobrazy. Tutaj napawam się pięknem górskich szczytów i ciszą panującą na szlakach. To tutaj czuję się po prostu jak u siebie:)

Do swoich urlopowych propozycji lub wypadów weekendowych, proponuję włączyć również Wiedeń. Dawna stolica Cesarstwa Austro-Węgier stała się jednym z bardziej znaczących ośrodków kultury europejskiej i w dalszym ciągu zachwyca swoją niepowtarzalną atmosferą. To właśnie tutaj odbywają się coroczne Koncerty Noworoczne i Bale Debiutantek. Tutaj, posłuchamy koncertów słynnej orkiestry Wiener Philharmoniker, świetnych wykonań walców Straussów czy utworów Mozarta. Koneserzy secesji znajdą szereg okazji do podziwiania wspaniałej architektury secesyjnej i malarstwa Klimta.

Miłośnicy historii z przyjemnością odwiedzą między innymi pałac Hofburg ze skarbcem cesarskim i muzeum Cesarzowej Sisi w którym znajdują się pamiątki po Cesarzu Franciszku Jóżefie i jego żonie Elżbiecie Bawarskiej, oraz letnią rezydencję Sisi – pałac Schonbrunn ze wspaniałymi ogrodami i majestatyczną Gloriettą.

Nieopodal Hofburga znajduje się Hiszpańska Dworska Szkoła Jazdy która jest ostatnią szkołą na świecie kultywującą stare, klasyczne formy wyższej sztuki jeździeckiej. Pokazy białych, lipicańskich ogierów olśniewających precyzją ruchów zharmonizowanych z muzyką zapewniają niezapomniane przeżycia. Bilety na pokazy i treningi można zarezerwować przez internet (www.srs.at).

Duże wrażenie wywierają również krypty w kościele Kapucynów (Kaisergruft), gdzie przez lata chowani byli przedstawiciele rodziny cesarskiej.

Kościół Kapucynów - Kaisergruft

Kościół Kapucynów – Kaisergruft

Po wejściu do przedsionka kościoła, podążamy za strzałką kierującą nas do Kaisergruft. Schodząc po schodach do krypt, zatapiamy się w tajemniczy świat historii. I chociaż zapalone światła rozpraszają mrok, widok trumien wywołuje lekki niepokój. Najstarsze z nich są proste i chociaż wyglądają dostojnie, jednak ich ornamentyka jest skromna. Pomiędzy nimi znajdują się również potężne, bogato zdobione sarkofagi – z postaciami, atrybutami i symbolami  charakterystycznymi dla tego miejsca.

Stopniowo, przechodząc w głąb krypt, zaczynamy wkraczać w historię Cesarstwa Austro-węgierskiego i rodziny Habsburgów,  poznawać postaci mniej znane i odnajdywać te, które bardziej zapisały się na kartach historii europejskiej.

Przedostatnią kryptą jest Krypta Franciszka Józefa, w niej stoją trzy sarkofagi. Osoby w nich pochowane były sobie bliskie, jednak każda z nich na swój sposób była postacią zarazem tragiczną i nieszczęśliwą. Cesarz Franciszek Józef – wychowywany od dzieciństwa w surowym rygorze wojskowym, przyuczany do zadań, jakie w przyszłości na niego czekały, obowiązkowy i pracowity władca, dla którego stopniowa utrata terytorium stanowiła gorzką porażkę. Monarcha panujący ponad pół wieku, do ostatnich godzin swojego życia zajmujący się pracą. Gorąco kochający swoją żonę Elżbietę, lecz pomimo tego samotny pod koniec życia.

Kościół Kapucynów - Kaisergruft, nagrobki Cesarza Franciszka Józefa, Cesarzowej Elżbiety i Arcyksięcia Rudolfa

Kościół Kapucynów – Kaisergruft, nagrobki Cesarza Franciszka Józefa, Cesarzowej Elżbiety i Arcyksięcia Rudolfa

Cesarzowa Elżbieta (Elżbieta Bawarska), zwana Sisi – miłośniczka natury, jazdy konnej, ćwiczeń fizycznych i zdrowego odżywiania. Kobieta obdarzona wyjątkową urodą, opiekunka biednych, wrażliwa na los swojego ludu. Jej niezależny charakter nie był w stanie poddać się etykiecie i konwenansom panującym na dworze cesarskim. Konflikty, w jakie popadała ze swoją teściową, Arcyksiężną Zofią (która była zarazem jej ciotką), zbyt krótkie chwile z własnymi dziećmi (które zostały oddane pod opiekę guwernantkom),  stały się przyczyną depresji i poważnej choroby jaką była gruźlica. Po udanej kuracji na Maderze wróciła na krótki czas do Wiednia, jednak jej niespokojny duch nie pozwolił zbyt długo zabawić w Hofburgu. Od tej chwili szukała każdej sposobności aby wyrwać się z dusznej atmosfery pałacu – to uczucie nasiliło się jeszcze bardziej po samobójczej śmierci syna, Rudolfa. Popadając w melancholię i samotność, nigdzie nie mogąc na dłużej zagrzać miejsca, podróżując stale po Europie, rzadko przebywała w Wiedniu. Kochając męża w młodości, uciekała od niego w późniejszych latach, a wyrzuty sumienia wywołane samotnością Franciszka Józefa  stłumiła  poznając go z aktorką Kathariną Schratt, która stała się cesarską przyjaciółką. Sisi zginęła tragicznie z ręki włoskiego anarchisty, w Genewie.

Kaisergruft - sztukateria na suficie kaplicy

Kaisergruft – sztukateria na suficie kaplicy

Arcyksiążę Rudolf urodzony jako trzecie dziecko Franciszka Józefa i Elżbiety, następca tronu, introwertyk, cechy charakteru, wrażliwość i dowcip odziedziczył po matce. Bardzo wcześnie przekazany pod opiekę babce – Arcyksiężnej Zofii, guwernantkom i guwernerom. Bon vivant, obracający się w artystycznych, wiedeńskich kręgach, znawca wina i kobiet. Surowy ojciec, uważając go za lekkoducha nie zdecydował się na powierzenie mu żadnego ważniejszego stanowiska. Nie akceptował lekkiego stylu życia prowadzonego przez syna, nie tolerował jego pozamałżeńskich miłostek,  Rudolf, często różnił się z ojcem w poglądach politycznych. Ta skomplikowana sytuacja frustrowała Rudolfa i powodowała że popadał w stany neurotyczne, nadużywając alkoholu i morfiny wpadał w ramiona kolejnych kochanek. Ożenił się  z miłości z belgijską księżniczką Stefanią z domu Koburg, jednak po narodzeniu pierwszego i jedynego  dziecka – arcyksiężniczki Elżbiety, stosunki raptownie ochłodziły się. Zapewne wpływ na to miały również choroby weneryczne których nabawił się Arcyksiążę. W 1888 roku, Rudolf spotkał 17-letnią baronównę Marię Vetserę, w której zakochał się Arcyksiążę. Dziewczyna, od pierwszego spojrzenia darząca go gorącym uczuciem, była gotowa zrobić dla niego wszystko. Najprawdopodobniej, Franciszek Józef, dowiedziawszy się o kolejnym romansie syna, postawił mu ultimatum, żądając natychmiastowego zakończenia tej znajomości. Rudolf poprosił o parę dni zwłoki na ostateczne pożegnanie z Marią. Po uzyskaniu zgody, wyjechał z nią do swojego myśliwskiego pałacyku w Mayerlingu (niedaleko Wiednia). Tam rozegrała się tragedia – Arcyksiążę Rudolf zastrzelił śpiącą Marię a następnie, zostawiając pożegnalny list, sam popełnił samobójstwo.

IMG_0703

Kaisergruft – figura Matki Boskiej w kaplicy

Spacer po Starym Mieście, zwiedzanie Katedry Św. Szczepana, przechadzka elegancką Karntnerstrasse, kawa i tort Sachera w słynnej kawiarni Sachera – to obowiązkowe punkty pobytu w Wiedniu. Hotel i kawiarnia Sachera mieści się na Karntnerstrasse, na tyłach Opery (Wiener Staatsoper). Wchodzimy do kawiarni bezpośrednio z ulicy Karntnerstrasse – nastawmy się na krótsze lub dłuższe oczekiwanie na stolik, wielu chętny chce poznać to miejsce.

Plac obok Opery, w głębi widoczna Karntnerstrasse, po lewej stronie fragment hotelu i kawiarni Sacher

Plac obok Opery, na pierwszym planie po lewej – podcienie Opery, w głębi po lewej stronie fragment hotelu i kawiarni Sachera przy Karntnerstrasse

To tutaj możemy odpocząć przy ulubionej kawie – dodajmy, że w Wiedniu podają wyśmienitą kawę (woda dostarczana jest prosto z Alp), a urozmaicone menu gwarantuje nam świetną zabawę przy wyborze tej, która zostanie naszą ulubioną. Posmakujmy zatem czarnej, mocnej kawy Schwarzer, podawanej z ciepłym mlekiem Melange, z bitą śmietaną i likierem morelowym kawy Biedermaier, mokki z żółtkiem, miodem i koniakiem zwanej Kaisermelange, espresso z dodatkiem gorącej czekolady nazywane Otello, oraz wielu, wielu innych. Nie zapomnijmy również o skosztowaniu tortu Sachera, którego receptura, również dzisiaj,  jest skrzętnie skrywaną tajemnicą. Ten czekoladowy tort przekładany konfiturą morelową został stworzony dla księcia Metternicha przez Franza Sachera w roku 1832. W krótkim czasie zdobył miano niekwestionowanego „króla deserów”. Warto zatem spróbować tak znakomitego specjału aby pokusić się o własną opinię. W kawiarni możemy również kupić tort Sachera na wynos (w mniejszej, lub większej wersji).

Niedaleko hotelu Sachera znajdziemy Albertinę – galerię,  w której znajdują najcenniejsze zbiory grafiki, między innymi: Klimta, Durera, Cezanna, Kokoschki, czy Picassa. Albertina została założona w 1776 roku przez zięcia cesarzowej Marii Teresy, księcia Alberta Sasko-Cieszyńskiego. Oprócz wystaw stałych, w Albertinie organizowane są również wystawy okolicznościowe, które zawsze stają się wydarzeniem kulturalnym.

W okolicach Albertiny znajdziemy również miejsca które również warto odwiedzić. Są to: Muzeum Historii Sztuki (Kunsthistorisches Museum) z cenną kolekcją sztuki europejskiej, starożytnej, oraz monet, MuseumsQuartier z unikalnym kompleksem sal wystawowych i koncertowych, czy muzeum Zygmunta Freuda. Wpadnijmy również do Muzeum Secesji aby obejrzeć jego wpaniałą fasadę.

IMG_0710

Wejście do Muzeum Secesji

Jeśli chcemy coś zjeść na mieście, proponuję oddalić się od głównych szlaków turystycznych i w mniejszych, spokojniejszych uliczkach Starego Miasta poszukać restauracji cieszącej się popularnością u miejscowych Wiedeńczyków. Tam z pewnością będzie smacznie:) Nam udało się znaleźć restauracyjkę, co prawda w suterenie, jednak w porze obiadu tak zatłoczoną miejscowymi, że na stolik trzeba było poczekać parę minut. Przeczucie nas nie zawiodło, wiedeńska smaczna kuchnia wynagrodziła nam trudy czekania.

Wieczorem, jako miłe uzupełnienie pobytu, proponujemy wypad na Grinzing, gdzie przy tradycyjnej muzyce, gwarze różnojęzycznych rozmów w restauracyjnych ogródkach i młodym winie będziemy cieszyć się niepowtarzalną atmosferą tego miejsca. Na Grinzing możemy dojechać tramwajem – kupując bilet jednodniowy w punkcie informacji turystycznej niedaleko Albertiny.

Jeśli wystarczy nam czasu, możemy zrobić krótkie wycieczki w okolice Wiednia – na wzgórze Kahlenberg, skąd król Jan III Sobieski dowodził wojskami podczas bitwy z Turkami (1683 rok), do Baden – kurortu położonego 26 km od Wiednia, gdzie siarkowe źródła termalne przywracają zdrowie kuracjuszom, oraz do Mayerling – miejsca tragicznej, samobójczej śmierci arcyksięcia Rudolfa (następcy tronu, syna Cesarza Franciszka Józefa i Cesarzowej Elżbiety) oraz jego kochanki, baronowej Marii Vetsery. Pałacyk myśliwski który był świadkiem tej tragedii został przebudowany na kościół i przekazany Karmelitankom, które są w jego posiadaniu do dnia dzisiejszego. Ciekawostką jest to, że ołtarz został wybudowany bezpośrednio w miejscu łóża na którym arcyksiążę Rudolf zastrzelił Marię, a następnie siebie.

Jeśli interesują nas zakupy, odwiedźmy Mariahilferstrasse – ulicę handlową z wieloma butikami, sklepami i barami. Tutaj z pewnością znajdziemy coś dla siebie.

Przy okazji – nie zapomnijmy o słodkich czekoladowo-marcepanowych Mozartkugel (czekoladowych kulkach z podobizną Mozarta).

Wracając do Polski, przejeżdżamy przez region Weinviertel słynące z uprawy winogron. Tutejsze szczepy: Gruner Veltiner, Zweigelt czy Pinot Blanc są podstawą do produkcji znakomitych austriackich win.

W Wiedniu możemy poruszać się samochodem (dosyć duża ilość płatnych parkingów w centrum – proponuję jednak omijać godzimy szczytu), lub komunikacją miejską (kupujemy bilety turystyczne w punktach informacji turystycznej). Hotele są dosyć drogie, czasami jednak można złapać okazyjnie atrakcyjne ceny przy rezerwacji w ostatniej chwili (specjalistyczne portale rezerwacji hoteli).

Muzeum Secesji - fronton

Muzeum Secesji – fronton

Przydatne linki:

http://www.wien.gv.at/

http://www.wien.info/pl

http://www.vienna.at/

http://www.kunsthallewien.at/

http://www.hofburg-wien.at/

http://www.wienmuseum.at/en/

———

Wszystkie zdjęcia i teksty prezentowane w tym blogu są własnością jego autorki i podlegają ochronie prawnej zgodnie z Ustawą z dnia 04.02.1994r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 2000r. Nr80, poz. 904, z późn. zm.). Nie wyrażam zgody na ich powielanie, kopiowanie, przetwarzanie i publikowanie bez mojej wiedzy.

FRANCJA – Chamonix, Aiguille du Midi, Mont Blanc

Zwykły wpis
FRANCJA – Chamonix, Aiguille du Midi, Mont Blanc

 

Podróże po świecie rozpoczynam od swoich wspomnień związanych z najwyższym szczytem Europy – królem Alp – Mont Blanc. Jest on położony w Masywie Mont Blanc, na granicy francusko-włoskiej. Najłatwiej dostępny od strony francuskiej, z miejscowości Chamonix. Warszawę dzieli od Chamonix ok. 1.600 km, a jazda samochodem zajmuje przynajmniej dwa dni, jednak przejazd przez Szwajcarię i podziwianie jej malowniczych  krajobrazów rekompensuje wszelkie trudy podróży. Przy okazji można wstąpić do francuskiego Strasburga, leżącego na pograniczu niemiecko-francuskim, nazywanego w przeszłości „miastem tysiąca kościołów”. Do Chamonix dojeżdżamy od strony szwajcarskiego Montreux (przepięknego kurortu położonego nad Jeziorem Genewskim). Przed nami jeszcze przeprawa przez przełęcze Col de la Montets (1.461 m) i Col de la Forclaz (1.527 m), a następnie  zjazd do miejscowości Argentiere. Stąd już w parę minut dojeżdżamy do Chamonix Mont Blanc.

Chamonix - widok na Aiguille du Midi oraz lodowiec Bossons

Chamonix – widok na Aguille du Midi oraz lodowiec Bossons

Chamonix jest niewielkim, miłym miasteczkiem, możemy tutaj znaleźć zakwaterowanie zarówno w hotelach, jak i w pensjonatach. Baza turystyczna nie jest duża, jednak każdy może znaleźć coś dla siebie (oferty ze śniadaniem, lub bez). Proponuję jednak uważać, standardy francuskie są trochę inne niż włoskie, czy austriackie. Warto wybrać bezpieczniejszą opcję ze śniadaniem – my niestety zdecydowaliśmy się na opcję bez wyżywienia i wylądowaliśmy na mansardzie (wejście z ostatniego piętra po schodach), w ponurym pokoju, z widokiem na ścianę równie ponurego budynku.

Chamonix - restauracje na deptaku

Chamonix – restauracje na deptaku

Na deptaku znajdziemy wiele restauracji – serwujących dania francuskie oraz szwajcarskie – ja polecam fondue (serowe, mięsne, lub czekoladowe).

Fondue przygotowywane jest w specjalnym naczyniu (rondelek z podgrzewaczem). W fondue serowym ważne jest, aby żółty ser był tłusty (w tej chwili można już u nas dostać specjalny ser do fondue). Kiedy ser rozpuszcza się i zaczyna bulgotać, jest gotowy do podania – nakłuwany, na dołączone szpikulce, kawałki bułki lub warzyw, maczamy w rozpuszczonym serze i zjadamy. Ważne jest, aby przez cały czas utrzymywać ser w stanie płynnym. Proszę spróbować – pychotka.

Fondue serowe

Fondue serowe

Przy okazji mała uwaga dla pań dbających o linię – nie jest to danie dietetyczne, a spalenie tylu kalorii będzie wymagało poświęcenia czasu na ćwiczenia:)

W sklepie na deptaku możemy również zaopatrzyć się w artykuły spożywcze, jeśli zdecydowaliśmy się żywić w zakresie własnym.

Gdy planujemy wyprawę na Mont Blanc, jeśli oczywiście kondycja i nasze umiejętności nam na to pozwolą, mamy do wyboru parę możliwości, ja wspomnę tylko o dwóch:

* przyjeżdżamy z własną grupą, po odpowiednim przygotowaniu wyprawy –  jej organizacja spoczywa na barkach osób, które posiadają zarówno odpowiednie uprawnienia alpinistyczne, jak i odpowiednią wiedzę aby przygotować wejście na szczyt w sposób najbardziej bezpieczny

* wynajmujemy przewodnika, lub dołączamy do grupy organizowanej na miejscu – w tym przypadku mamy pewność, że poprowadzi nas doświadczony przewodnik.

Jeśli nie przymierzamy się do zdobycia szczytu Mont Blanc, chcemy jednak podziwiać go w pełnej krasie, a jednocześnie znaleźć się jak najbliżej niego, wybierzmy wjazd koleją linową na Aiguille du Midi, szczyt doskonale widoczny z Chamonix.

IMG_0092

Aiguille du Midi widziany z Chamonix

Na granitowy szczyt Aiguille du Midi (3.842 m n.p.m.) wjeżdżamy kolejką linową, oddaną do użytku w 1955 roku. Kolejka pokonuje dwa etapy – pierwsza stacja znajduje się na wysokości 2.309 m n.p.m., do drugiej, na wysokości 3.802 m n.p.m., dojeżdżamy sunąc na linie bez podpór.

Kolejka na szczyt Aiguille du Midi

Kolejka na szczyt Aiguille du Midi

Pierwszym odkrywcą Aiguille du Midi był Polak – Antoni Malczewski, poeta (prekursor romantyzmu) i alpinista, który w sierpniu 1818 roku wraz z towarzyszem Jean-Michelem Balmatem, oraz przewodnikami dokonał pierwszego wejścia. Kolejka pokonuje całą trasę na szczyt w ciągu 20 minut. Na stacji górnej, na wysokości 3.802 m., znajduje się restauracja oraz sklep z pamiątkami.  Z tego poziomu możemy wjechać 40 m wyżej na sam  szczyt Aiguille du Midi, gdzie wybudowano platformę widokową. Tutaj zazwyczaj panuje ścisk i rwetes, winda wwożąca nas na górę co chwila wypluwa nowych turystów – zazwyczaj skośnookich:) Japończycy nigdy nie przegapią okazji do pstryknięcia kolejnych zdjęć, wykonywanych swoimi miniaturowymi aparacikami. My podziwiamy zapierającą dech w piersiach panoramę roztaczającą się z tarasu. Oto prawie przed nami (patrząc lekko w prawą stronę), dumnie prezentuje się Mont Blanc, najwyższy szczyt Europy zdobyty w 1786 roku przez doktora Michela Paccarda oraz  Jacques’a Balmata. Pierwsze kobiece wejście miało miejsce w roku 1808 (Marie Paradis), która – jak głosi plotka – z braku sił, została prawie wciągnięta bez ducha przez swoich towarzyszy na sam szczyt. Druga kobieta – Henriette d’Angeville zdobyła szczyt samodzielnie, w roku 1838 roku. W tym miejscu przypomnę, że w tamtych czasach kobiety uprawiały wspinaczkę w „pełnym rynsztunku”, a więc w długich spódnicach (pod spodem halka i długie pantalony),  sznurowanych bucikach za kostkę, gorsecie, bluzce z długim rękawem zapiętą pod szyję,  oraz żakieciku lub kubraczku zapinanym na guziczki. Cały rynsztunek Henriette d’Angeville ważył ok. 10 kg. Nie był to z pewnością strój do uprawiania tego typu sportu, trzeba było mieć dużo samozaparcia i hartu ducha – muszą to przyznać nawet panowie. A jednak się udawało:)

Mont Blanc, najwyższa góra Europy okryta bielą śniegu, wydaje się cicha i spokojna – nic nie zakłóca jej piękna. Wspaniała, słoneczna pogoda zachęca do kontemplacji; z przyjemnością zauważam przywiązane do balustrady tarasu kolorowe, himalajskie chorągiewki, które dla mnie w  mentalny i wzruszający sposób łączą dwie najwyższe góry – Świata, Mont Everest, oraz  Europy, Mont Blanc.

Mont Blanc widziane z tarasu widokowego Aiguille du Midi

Mont Blanc widziane z tarasu widokowego Aiguille du Midi

Po paru minutach, z niechęcią odrywamy zafascynowany wzrok od Mont Blanc, aby rozejrzeć się po pozostałych szczytach – panorama jest fantastyczna. Spoglądamy na dół, pod szczyt Aiguille du Midi, gdzie niewielkie grupki szykują się do wędrówki, po innych pozostały już tylko ślady po namiotach.

Alpiniści poniżej szczytu Aiguille du Midi

Alpiniści poniżej szczytu Aiguille du Midi

Nasze zainteresowanie budzą wszędobylskie ptaki które korzystając z silnych prądów, wytwarzających się na tej wysokości, ślizgają się w powietrzu rozpościerając szeroko skrzydła. Widać, że świetnie się bawią, nic sobie nie robiąc z bliskości turystów.

IMG_0147

Ptaki nad Aiguille du Midi

A może to są pokazy właśnie dla nich? Niestety, nie wiem jak się nazywają – są dosyć spore, mają żółte dzioby i czarne upierzenie. Wesoło spoglądają wokół i sprawiają wrażenie niesfornych dzieci oddających się wspaniałej, acz zakazanej przez rodziców zabawie.

Opuszczamy taras widokowy, jeszcze ostatnie spojrzenie na góry, ostatnie zdjęcia i znów stajemy w kolejce oczekując wraz z innymi turystami na obszerne wagoniki, które zwiozą nas na dół do Chamonix.

Alpiniści podchodzący do stacji na Aiguille du Midi

Alpiniści podchodzący do stacji na Aiguille du Midi

Dołączają do nas alpiniści z wypchanymi plecakami, przytroczonymi do nich czekanami i linami. Pomimo widocznego zmęczenia, na ich twarzach maluje się radość z pomyślnie zakończonej wyprawy. Dzień dobiega końca, zjeżdżamy na dół do Chamonix, siadamy przy kawiarnianym stoliku aby napić się kawy. Czujemy się zmęczeni, jednak z przyjemnością wymieniamy wrażenia w które obfitował ten dzień. Przy sąsiednim stoliku siedzi grupka mężczyzn, jeden z nich – przystojny starszy pan jest francuskim przewodnikiem. Pozostali dwaj, mniej doświadczeni, skorzystali z jego usług i wspinaczkowego doświadczenia. I chociaż wiem, że to niekulturalnie przysłuchiwać się rozmowom innych, jednak nadstawiam ucho aby z zainteresowaniem chłonąc wymieniane uwagi o poziomie trudności wspinaczki, drodze jaką przeszli, oraz ich odczuciach po zdobyciu szczytu.

Jeśli chodzi o inne przyjemności turystyczne, to w Chamonix i okolicach możemy skorzystać między innych z następujących atrakcji:

* wycieczki Tour du Mont Blanc – wędrówce z przewodnikiem po 200 km trasie gór francuskich, szwajcarskich i włoskich. Są to trasy dla średnio-zaawansowanych wspinaczy oraz wszystkich tych, których nie zrażają wędrówki w urozmaiconym terenie górskim z ciężkim plecakiem

* program Yoga & Hiking, łączący ćwiczenia yogi z wędrówkami górskimi których celem jest osiągnięcie równowagi ciała i umysłu

* 350 km urozmaiconych tras do wędrówek pieszych

* trasy rowerowe

* kolej Montenvers, w ciągu 20 minut dojeżdżamy koleją do podnóża lodowca Mer de Glacier, najdłuższego francuskiego lodowca (7 km długości), położonego na północnym zboczu Mont Blanc

* le Brevent – kolejka gondolowa dowozi nas na wysokość 2.525 m n.p.m., skąd roztacza się wspaniała panorama Alp, oraz widok na południowy stok Mont Blanc

* z Argentiere kolej linowa wwozi nas na wysokość 3.295 m n.p.m.  na  Aiguille des Grands Montets, gdzie możemy podziwiać panoramę Alp, oraz lodowiec Argentiere

* z wioski Bossons wyciągiem krzesełkowym wjeżdżamy na wysokość 1.400 m n.p.m., pod lodowiec Bossons.

To i wiele innych atrakcji znajdziemy w Dolinie Chamonix Mont Blanc.

Chamonix żegna nas deszczem i zimnym wiatrem. Po górach snują się chmury, widoczność jest zerowa. Wybieramy się do Włoch i cieszyliśmy się myślą o niezapomnianych widokach i  serpentynach, jakie trzeba będzie pokonywać na drodze przez przełęcz Świętego Bernarda (2.469 m n.p.m.) przejeżdżając trasę z Martigny do Aosty. Niestety, uniemożliwia nam to kapryśna aura. Wybieramy zatem trasę krótszą, przez tunel pod Mont Blanc.

Ten prawie 12 kilometrowy tunel został oddany do użytku w 1965 roku i stanowi jedną z najważniejszych arterii transalpejskich łączących północ Europy z jej południem. W 1999 roku, w tunelu wybuchł pożar, który był przyczyną śmierci wielu ofiar. Tunel na 3 lata został zamknięty – ekipy śledcze przez długi czas prowadziły badania techniczne aby ustalić przyczyny pożaru i wyeliminować tego typu sytuacje w przyszłości. Tunel został zmodernizowany – zmodernizowano systemy bezpieczeństwa, ujednolicono kontrolę tunelu, zwiększono ilość kamer monitorujących i skomputeryzowano system wykrywający zagrożenia pożarowe. Zaostrzono przepisy drogowe przy przejeździe przez tunel i wprowadzono surowe kary za ich nie przestrzeganie. Najważniejsze obostrzenia stosowane obecnie to: jazda z min. prędkością 50km/godz., lecz nie szybciej niż 70 km/godz., oraz  utrzymywanie min. 150 m odstępu pomiędzy pojazdami. Przejazd przez tunel jest płatny.

Po drugiej stronie tunelu, czeka na nas uroczy włoski kurort Courmayer – ale to już inna bajka……:)

 

Panorama Alp - Chamonix

Panorama Alp – Chamonix

 

Przydatne linki:

http://www.chamonix.com/

http://www.compagniedumontblanc.fr/

——–

Wszystkie zdjęcia i teksty prezentowane w tym blogu są własnością jego autorki i podlegają ochronie prawnej zgodnie z Ustawą z dnia 04.02.1994r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 2000r. Nr80, poz. 904, z późn. zm.). Nie wyrażam zgody na ich powielanie, kopiowanie, przetwarzanie i publikowanie bez mojej wiedzy.

 

TATRY I ZAKOPANE

Zwykły wpis
TATRY I ZAKOPANE

 

Panorama Tatr ZAKOPANE I TATRY – to moje miejsce magiczne. To tam, jako dziecko, stawiałam pierwsze kroki na górskich szlakach, tam uczyłam się jeździć na nartach, tam poznawałam surową tatrzańską przyrodę, kulturę i gwarę góralską. To wszystko pozostało we mnie do dziś. Co sprawiło, że Zakopane – początkowo mała, uboga wioska ukryta u podnóża wysokich gór – w ciągu wieku tak bardzo się zmieniła? Co sprawiło, że przeistoczyła się w modny kurort do którego przyjeżdżali najznakomitsi ludzie kultury, nauki i sztuki? Jakie były jego dzieje i dzieje ludzi związanych z tym ciekawym miejscem?

Zacznę od krótkiej notki  historycznej: pierwsze wzmianki pisemne o osadnictwie na tym terenie (wraz z przytoczeniem nazwy Zakopane), pojawiają się w 1630 roku w dokumentach króla Zygmunta III Wazy (chociaż górale powołują się również na wcześniejsze, zaginione podobno przywileje, nadane wsi przez króla Stefana Batorego już w roku 1578). Przywileje te zostają ostatecznie zatwierdzone przez króla Michała Korybuta-Wiśniowieckiego w roku 1670.

Zakopane – mała, uboga osada która wraz z przysiółkami Poronin i Olcza w 1676 roku liczyła sobie 43 dusze, nie było rajem stworzonym przez Pana Boga. Niegościnne tereny, skaliste ugory, ostry klimat i długie zimy – z tym wszystkim przyszło się zmagać pierwszym osadnikom. Dla dopełnienia obrazu dodajmy, że tereny tatrzańskie wchodziły w skład posiadłości królewskich, a więc wszystko co znajdowało się na tych terenach (włącznie z lasami i zwierzyną) było własnością królewską. W późniejszych latach zakopiańskie włości weszły w skład cesarskiego skarbu austriackiego, a w 1824 roku dobra kuźnickie wraz z częścią Tatr zostały sprzedane wywodzącej się z Wegier rodzinie Homolacs (Emanuel Homolacs – ziemianin i przemysłowiec, stał się właścicielem dóbr zakopiańskich obejmujących grunty w Tatrach i wioski na Podhalu: między innymi Zakopane, Bukowinę, Waksmund i Dębno). W 1869 roku, tereny te kupił bankier niemiecki, baron Ludwik Eichborn (w 1881 roku przekazał je swojemu zięciowi Magnusowi Peltzowi).  Ostatecznie, poprzez licytację podupadłych dóbr w 1889 roku, stały się własnością hrabiego Władysława Zamoyskiego – skromnego człowieka, ekscentryka, wielkiego patrioty, propagatora kultury, dobroczyńcy i pierwszego męża opatrznościowego Zakopanego. Nie otaczał się luksusem i przepychem, a wręcz przeciwnie – żył nader skromnie. Do legendy przeszła już anegdotka o skromnym życiu Władysława Zamoyskiego, który jadąc pociągiem z Zakopanego do Krakowa kupował najtańszy bilet i podróżował w przedziale najniższej klasie. Hrabia Zamoyski wspierał wiele lokalnych inicjatyw – między innymi był jednym z pierwszych propagatorów powstania parku narodowego, oraz jednym z inicjatorów budowy kolei z Chabówki do Zakopanego (pierwsza lokomotywa wjechała na stację Zakopane w 1899 roku, a w roku następnym zaczęły kursować regularne linie pasażerskie). Dzięki jego zaangażowaniu w 1902 w Grazu, Polska wygrała proces o prawa własności do Morskiego Oka i okolic. Decyzja ta, włącznie z nienaruszalnością tatrzańskich granic, została potwierdzona przez Trybunał Kasacyjny w Wiedniu w roku 1909. Przed swoją śmiercią, w roku 1924, hrabia Zamoyski przekazał swoje dobra Fundacji Kurnickiej, która  zadbała o to, aby po jego śmierci dobra zakopiańskie zostały przekazane narodowi polskiemu. Jego skromny pomnik możemy oglądać u zbiegu Al. 3 Maja i Krupówek.

W 1886 roku Zakopane uzyskało status stacji klimatycznej, a w 1933 prawa miejskie.

Surowy górski klimat, krótkie lata i kamienista ziemia dopełniały obrazu biedy w jakiej żyła ludność Podtatrza. Górale, swoją determinacją i ciężką pracą wyszarpywali niewielkie poletka uprawne aby zapewnić sobie przetrwanie. Jednak i ten ciężki trud bardzo często nie wystarczał, na przednówku nie było czym napełnić brzucha, a grule z zsiadłym mlekiem były wspomnieniem lepszych czasów. Górale, aby zapewnić sobie przetrwanie, często parali się kłusownictwem polując w „pańskich lasach” na zwierzynę. Chodzili również „zbójować”. Do dzisiaj po Podhalu krążą legendy o skarbach złożonych w tatrzańskich jaskiniach lub pod przydrożnymi kapliczkami, które podobno jeszcze do tej pory czekają na odkrywców. Wielu już ich szukało:)

Kapliczka w okolicy Morskiego Oka

Kapliczka w okolicy Morskiego Oka

Ważnym miejscem dla Zakopanego i górali stały się po 1833 roku Kuźnice, zwane również ” bramą Tatr”. Po zakupie dóbr kuźnickich, rodzina Homolacsów wybudowała nowy dwór i w 1833 roku osiadła tam na stałe. Kuźnice stały się prężnie działającym ośrodkiem przemysłowym (jednym z największych ośrodków metalurgicznych w Europie). W górach wydobywano rudy żelaza, w kuźnickiej hucie ją przetapiano, a w kuźni przekuwano. I chociaż rudę żelaza wydobywano w Tatrach już wcześniej, to właśnie za czasów Homolacsów Kuźnice święciły największy rozkwit. Górale pracowali jako górnicy, byli zatrudniani w hucie i kuźni,  transportowali towar do Tarnowa i Krakowa. Kuźnicki dwór stał się znany w kraju i w Europie, pełnił ważną rolę towarzyską – to właśnie tutaj zatrzymywali się ważni goście (w Zakopanem, z uwagi na zapóźnienie cywilizacyjne nie było ku temu warunków). Klementyna Homolacsowa była również fundatorką pierwszego zakopiańskiego, drewnianego kościółka. W 1870 roku, kierując się spadkiem rentowności produkcji, Homolacsowie podjęli decyzję o sprzedaży Kuźnic. Kolejny właściciel, baron Eichborn, prowadząc rabunkową politykę przemysłową doprowadził do wytrzebienia dużej części lasów i zadłużenia swoich zakopiańskich dóbr. Przemysłowa świetność Kuźnic chyliła się ku upadkowi. Po przejęciu dóbr w wyniku wygranej licytacji przez hrabiego Władysława Zamojskiego, zaczęła się stopniowa rozbiórka podupadłych obiektów; pozostałości pieców i maszyn zostały sprzedane na złom. W 1891 roku staraniem generałowej Jadwigi Działyńskiej- Zamoyskiej (matki hrabiego Władysława), do Kuźnic została przeniesiona Szkoła Domowej Pracy Kobiet, w której dziewczęta z ubogich rodzin, wychowywane w duchu patriotyzmu i katolicyzmu, uczyły się podstawowych zajęć gospodarstwa. Założono ogrody (w tym warzywne pozwalające na samowystarczalność szkoły i dworu), dobudowano zabudowania folwarczne. Po II wojnie światowej na terenie dworu mieścił się zamknięty ortopedyczny ośrodek szpitalny, przekazany w 2003 roku Tatrzańskiemu Parkowi Narodowemu. Niszczejące obiekty zostały odremontowane przy pomocy środków unijnych, a trwające od 2006 roku prace zostały zakończone w 2008 roku.

Piękny haft na ślubnej cusze

Piękny haft na ślubnej cusze

Początki turystyki w Zakopanem i w Tatrach. Pierwsi turyści zaczęli pojawiać się w Zakopanem w pierwszej połowie XIX wieku, jednak nie było ich wielu. Trudno się temu dziwić – zapóźnienie cywilizacyjne i ciężkie warunki materialne odstraszały potencjalnych letników. Podróż z Warszawy do Zakopanego trwała 3 dni – 1 dzień koleją do Krakowa, następne 2 dni to podróż na niewygodnych, trzęsących się na każdej nierówności furkach góralskich. Obrazu dopełniały – nocleg w dusznej karczmie, gdzie spotkania z pluskwami nie były rzadkością, oraz fakt, że zabierano ze sobą wszystkie niezbędne rzeczy przydatne podczas pobytu. Były to więc nie tylko ubrania i rzeczy osobiste, lecz również garnki, poduszki czy pierzyny, których brakowało w chałupach. To wszystko ładowano wraz z gości na furki. Chałupy góralskie składały się zazwyczaj z dwóch izb, zwanych izbą czarną i białą. W izbie czarnej mieszkali gospodarze z rodziną, tam też toczyło się całe codzienne życie. Zdarzało się często, że podczas ostrych zim, do izb czarnych przygarniano również zwierzęta (zwłaszcza młode), aby uchronić je przed mrozem. Izba biała była izbą paradną i służyła bardziej celom reprezentacyjnym – w niej to ustawiano co lepsze sprzęty, w niej również wieszano na ścianach „święte obrazy”. W nich też lokowano gości zjeżdżających do Zakopanego. Surowe warunki pobytu rekompensowane były gościnnością górali.

Izba w góralskiej chałupie (Muzeum Tatrzańskie)

Izba w góralskiej chałupie (Muzeum Tatrzańskie)

„Turystyczna” sytuacja Zakopanego zaczęła się stopniowo zmieniać po pierwszym, dłuższym pobycie Dr. Tytusa Chałubińskiego. Dr. Chałubiński – niekoronowany „Król Tatr”-  bywał co prawda w Zakopanem już wcześniej, jednak dopiero w roku 1873 , za namową Heleny Modrzejewskiej (zauroczonej nie tylko pięknymi widokami, lecz również niezwykłą inteligencją tamtejszej ludności), zjechał pod Tatry wraz z rodziną, na prawdziwe, dłuższe wakacje. Dr. Chałubiński był znanym warszawskim lekarzem, społecznikiem, przyrodnikiem zainteresowanym mineralogią, botaniką i geologią. Tatry zauroczyły go swoim pięknem i poczuciem wolności jaką dawały, w późniejszych latach stał się wielkim przyjacielem i opiekunem górali, ich dobroczyńcą i prawdziwym propagatorem nie tylko „góralszczyzny” i folkloru, lecz również taternictwa. Podczas epidemii cholery, która wybuchła w Zakopanem we wrześniu 1873, dr. Chałubiński, zwany przez górali „Panem Ałubińskim”, ofiarnie zajął się chorymi, dostarczając im na własny koszt lekarstw i żywność. Wyjaśniał również zasady higieny, pouczał jak postępować z chorymi i jakie środki stosować aby nie zarazić się chorobą. Tutaj warto wspomnieć, że górale w przypadku zetknięcia się z chorym na cholerę zabijali okna i drzwi deskami, zostawiając chorego w środku chałupy na pastwę losu. Dr. Chałubiński okazał się wspaniałym człowiekiem, pełnym poświęcenia, litości, współczucia i dobroci w stosunku do ciężko chorych pacjentów. Niezmordowanie pomagał chorym dniem i nocą, aż do wygaśnięcia epidemii w październiku 1873 roku. Tym zaskarbił sobie szacunek i przyjaźń górali, którzy byli mu wdzięczni za pomoc i opiekę w trudnych chwilach. Od tej pory, każdy przyjazd pana Ałubińskiego do Zakopanego był szumnie fetowany przejazdem przez przystrojoną kosodrzewiną bramę triumfalną, a górale oczekujący go w odświętnych strojach przy bramie, witali go radośnie muzyką i śpiewem. Tytus Chałubiński znany był z upodobania do wędrówek górskich i wspinaczki tatrzańskiej. Był jednym z pierwszych którzy śmiało zdobywali tatrzańskie szczyty. Co roku stawiał sobie nowe wyzwania, których realizacja przynosiła mu dużą satysfakcję. Zdobywał najwyższe szczyty i może się poszczycić między innymi wejściem na: Gierlach, Mięguszowieckie Szczyty, Krywań, Zawrat, Granaty i Kozi Wierch, Lodowy Szczyt, Łomnicę i wiele innych. Warto wspomnieć, że nie było wtedy oznakowanych szlaków turystycznych, a odpowiednie przejścia odkrywało się samodzielnie podczas przejścia wśród traw, mchów i skał. Często stosowano metodą „prób i błędów”. Do legendy przeszły wyprawy dr. Chałubińskiego w góry, nazywane „pochodami”, w których pan Ałubiński, zaproszeni goście, pierwsi góralscy przewodnicy (między innymi: Wojciech Roj, Szymon Tatar, Maciej Sieczka czy Wojciech Ślimak), wędrowali w stronę gór, przy ckliwej nucie Jana Krzeptowskiego Sabały „rzępolącego” na gęślikach. Często do tych wędrówek przyłączał się ksiądz Józef Stolarczyk, pierwszy proboszcz parafii zakopiańskiej.

Giewont i Czerwone Wierchy

Giewont i Czerwone Wierchy

Tytus Chałubiński był również fundatorem i pomysłodawcą postawienia krzyża na Gubałówce (1873 rok). Wprowadził na Podhalu płodozmian, po raz pierwszy (za własne pieniądze) sprowadził pod Tatry koniczynę i pokazał góralom w jaki sposób ją uprawiać. Zgromadził bogatą kolekcję przyrodniczą składającą się z 6.000 egzemplarzy – dokładnie opisanych w dołączonych do nich metryczkach. Szczególnie fascynowały go mchy, które zbierał z dużym poświęceniem. Część zbiorów została przekazana Muzeum Tatrzańskiemu, część, niestety, zginęła podczas Powstania Warszawskiego. Za dr. Chałubińskim w Tatry podążyło całe grono badaczy przyrody.  Piękny pomnik dr. Tytusa Chałubińskiego stoi u zbiegu ulic Zamojskiego i Chałubińskiego. U stóp „Pana Ałubińskiego” siedzi jego góralski przyjaciel, nieodłączny towarzysz wspinaczek – Jan Krzeptowski Sabała.

Sławni i znani „tu-bylcy” i „tam-bylcy”. Po 1874 roku, następował stopniowy turystyczny rozkwit  Zakopanego. Zaczęło przyjeżdżać coraz więcej gości – zarówno tych którzy chcieli wypocząć i nacieszyć się pięknym widokiem Tatr, jak również tych, którzy mając kłopoty ze zdrowiem starali się odzyskać siły. Zakopane, ze względu na swój charakter (klimatyczny, folklorystyczny, kulturowy), z roku na rok przyciągało coraz więcej turystów. Z uwagi na walory klimatyczne, Zakopane zastąpiło częściowo szwajcarskie uzdrowiska, do których zjeżdżali chorzy na gruźlicę. Uważano powszechnie, że górski klimat służy pacjentom cierpiącym na „suchoty” dlatego też lekarze chętnie zalecali dłuższe pobyty w celu podreperowania zdrowia. Gruźlica od XVII wieku dziesiątkowała mieszkańców Europy (prątka gruźlicy odkryto dopiero pod koniec XIX wieku, niemiecki uczony Robert Koch opublikował wyniki swoich badań na początku 1882 roku). W 1921 roku użyto po raz pierwszy szczepionki (BCG), a dopiero od 1946 zaczęto stosować streptomycynę która pomogła w walce z tą groźną chorobą. Gruźlica dotykała wszystkie warstwy społeczne – zarówno tych biednych, których warunki życia nie pozwalały na lżejszą pracę oraz odpowiednie wyżywienie, jak i tych najbogatszych. Ci którzy mogli sobie na to pozwolić, przyjeżdżali do Zakopanego. Wielu z chorych należało do ówczesnej elity intelektualnej. Dołączali oni do gości spędzających wakacje w Tatrach, tworząc niesamowity konglomerat intelektualny, mający ważki wpływ nie tylko na środowisko Zakopanego – jego rozwój cywilizacyjny i kulturowy, lecz również specyficzny klimat rozlewający się na cały kraj. W ten to oto sposób rodziła się legenda Zakopanego, legenda Tatr.

„Tu-bylcy”– czyli górale. Wspominki o najważniejszych personach, jakie przewinęły się przez Zakopane zacznę od górali, czyli rdzennej ludności. To im, w pierwszej kolejności, należy się ukłon za trud jaki od początku wkładali w przetrwanie na tych terenach. Górale –  narodek zadziorny i charakterny – takimi pozostali do dzisiaj i chociaż zdarza się, że ich ciężki charakterek utrudnia życie nie tylko przyjezdnym, jednak to oni są solą tej ziemi. Ze swoją śpiewną gwarą, pięknymi, kolorowymi strojami, ze swoimi bajaniami, z tęskną nutą muzyki i śpiewu. Są wspaniałymi „budarzami” kultywującymi tradycje drewnianego budownictwa. Wszystkim potrzebującym służą bezinteresowną pomocą – wielu zbłąkanych wędrowców, czy osób przeceniających swoje umiejętności korzystało z pomocy ratowników górskich. Służyli za przewodników, towarzyszy wspinaczki i ratowników. Dzięki ich pomocy powstał TOPR (1909 rok), oni nadal bezinteresownie niosą pomoc potrzebującym. Tak było za czasów dr. Chałubińskiego, tak jest obecnie. Wspomnę tylko pierwszych przewodników, chociaż od tamtej pory przewinęło się wielu wspaniałych i nieznanych ogółowi postaci. Jednymi z pierwszych byli między innymi: Wojciech Roj, Szymon Tatar, Wojciech Gąsienica Kościelny, Wojciech Ślimak , oraz Jan Stopka. Przykładem ofiarności i oddania stał się Klimek Bachleda, który zginął w 1910 roku biorąc udział w wyprawie ratunkowej na zboczach Małego Jaworowego. Pomimo zakończenia akcji ratunkowej, pomimo trudnych warunków i zmęczenia poszedł dalej, chcąc ratować potrzebującego. Mus było pójść, bo przecież ślubował…… Wspomnę jeszcze o dwóch osobach, które nieodmiennie wpisują się w koloryt Zakopanego i stanowią jego nieodłączne uzupełnienie – o dwóch „muzykantach” – Janie Krzeptowskim Sabale, oraz o Bartusiu Obrochcie.

Jan Krzeptowski-Sabała, Stanisław Witkiewicz

Jan Krzeptowski-Sabała, Stanisław Witkiewicz

Jak Krzeptowski Sabała  – dumny góral o pięknych, szlachetnych rysach, myśliwy słynny z polowań na niedźwiedzie, wspaniały gawędziarz  i muzyk. Nieodłączny towarzysz wędrówek Chałubińskiego – jego bajania i  dźwięki gęślików umilały górskie wędrówki. Jedna z jego gawęd spisana przez Henryka Sienkiewicza, w 1889 roku została wydana drukiem jako   „Sabałowa Bajka”. Pochowany został na „Pęksowym Brzysku”.

Bartuś Obrochta – przewodnik i muzyk. Jako przewodnik „z blachą” brał udział w pierwszych przejściach nowymi drogami. Jego rzewna nuta stała się inspiracją dla Karola Szymanowskiego, który zafascynowany góralskimi motywami, wykorzystał je w swoich „Harnasiach”. Wraz ze swoją kapelą, Bartuś Obrochta brał udział w Wystawie Sztuki Dekoracyjnej odbywającej się w 1925 roku w Paryżu. Pochowany został na Nowym Cmentarzu w Zakopanem.

Ostatnie dwie postaci które zapisały się znacząco w historii Zakopanego a o których wspomnę w tym miejscu to ksiądz Józef Stolarczyk i doktor Andrzej Chramiec.

Ksiądz Józef Stolarczyk, góral z pochodzenia (pochodził z okolic Jordanowa),  pierwszy proboszcz pierwszego drewnianego kościółka przy ul. Kościeliskiej (1848 rok). Szybko zdobył sobie szacunek i zaufanie górali – był mężczyzną postawnym, odprawiał codzienne msze, kazania wygłaszał po góralsku i nieraz słychać było jak tubalnym głosem karcił swoje niepokorne owieczki. Powszechnie nazywany przez górali „Jegomościem”. Ks. Stolarczyk z przyjemnością uczestniczył również w wyprawach tatrzańskich i wiele razy brał udział w trudnych wspinaczkach (np. na Gierlach czy Lodowy Szczyt). Za jego czasów powstał cmentarz przy starym kościółku „Na Pęksowym Brzysku”, na którym pochowanych zostało wielu zasłużonych. Ks. Stolarczyk rozbudował stary, drewniany kościółek, rozpoczął również budowę nowego, murowanego (przy ul. Krupówki). Pochowany został na „Pęksowym Brzysku”, przy swoim ukochanym kościółku.

Dr. Andrzej Chramiec – góral urodzony w Zakopanem, lekarz który ukończył studia w Krakowie, wielki społecznik. Po powrocie na Podhale został lekarzem klimatycznym, a w 1887 roku założył w Zakopanem pierwsze sanatorium (Zakład dr. Chramca). Bardzo starał się o poprawę higieny zarówno w mieście, jak i w góralskich obejściach, był między innymi  propagatorem założenia wodociągów. Udzielał się społecznie – został radnym gminy oraz wójtem. W jego dawnym sanatorium swoją siedzibę znalazł zakopiański Teatr. im. Witkacego (ul. Chramcówki 15). Dr. Chałubiński pochowany został na „Pęksowym Brzyzku”. oksza_foto-8111 „Tam-bylcy” czyli wszyscy przyjezdni którzy przewinęli się przez Zakopane – zarówno ci którzy przyjeżdżali na  krótsze pobyty, jak i ci, którzy pod wpływem urody Tatr zagościli w tym miejscu na dłużej. O dwóch postaciach najważniejszych dla historii Zakopanego już wspomniałam wcześniej – Tytus Chałubiński i Władysław Zamoyski jako pierwsi stworzyli podwaliny pod legendę Tatr, legendę która otula to miejsce do dnia dzisiejszego. Po nich przyjeżdżali inni, zwabieni zarówno urokiem gór jak i specyficznym klimatem intelektualnym roztaczanym przez Zakopane. Ciszą i wolnością jakie dają Tatry, oraz gwarem dyskusji przy kawiarnianych stolikach. Przez to miejsce przewinęło się wielu wspaniałych intelektualistów – naukowców, ludzi kultury i sztuki – nie sposób o wszystkich pamiętać. Ja, wymienię tylko nielicznych, tych których zachowuję w serdecznej pamięci.

Mariusz Zaruski – legionista, generał brygady, pionier polskiego żeglarstwa, malarz, poeta. Człowiek „legenda” – o tej postaci można opowiadać godzinami. Instruktor harcerski, wychowawca młodzieży i jej wielki przyjaciel. Społecznik. Taternik, instruktor i popularyzator nie tylko turystyki górskiej, lecz również narciarstwa. Założyciel TOPR-u (Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego). Współorganizator polskiego Yacht Clubu, kapitan jachtu „Zawisza Czarny”. Autor szeregu książek i podręczników dotyczących narciarstwa tatrzańskiego, turystyki górskiej oraz zasad żeglugi morskiej. Propagator zdrowego sposobu życia – do późnej starości zachował wysportowaną sylwetkę.

Helena Modrzejewskawybitna polska aktorka, która była również wspaniałą propagatorką Tatr i Zakopanego. To za jej namową, po raz pierwszy na dłuższy pobyt zawitał pod Tatry Tytus Chałubiński. Helena Modrzejewska, częsty gość Zakopanego, organizowała intelektualne spotkania towarzyskie wśród przyjaciół. Stała się fundatorką Szkoły Koronkarstwa i wraz z Różą Krasińską stworzyła założenia programowe tej szkoły – szkoła miała się zająć wykształceniem góralek, a oprócz nauki koronkarstwa i robótek ręcznych miał zostać położony duży nacisk na naukę historii Polski i rachunkowości.

Stanisław Witkiewicz, ojciec Stanisława Ignacego Wyspiańskiego (Witkacego), był wybitnym malarzem i teoretykiem sztuki, przyjaźnił się z wieloma znakomitościami z kręgów kultury jak: Helena Modrzejewska, Henryk Sienkiewicz czy Bolesław Prus. Chory na gruźlicę, w 1890 roku osiadł wraz z rodziną w Zakopanem na stałe.

Dom pod Jedlami - Koziniec

Dom pod Jedlami – Koziniec

Zafascynowany kulturą góralską stworzył i wprowadził do architektury tzw. „styl zakopiański”. Według jego projektów powstały najpiękniejsze zabytki Zakopanego takie jak willa „Koliba”, „Dom pod Jedlami” zbudowany dla rodziny Pawlikowskich, drewniany kościółek w Jaszczurówce, willa „Oksza” (pierwotna nazwa „Korwinówka”), czy willa „Zofiówka”. Był autorem książki „Na przełęczy” – klasyka literatury tatrzańskiej – sławiącej walory Tatr, Zakopanego oraz „góralszczyznę”. Został Pochowany na Pęksowym Brzyzku.

Maria Witkiewiczowa – żona Stanisława Witkiewicza, matka Witkacego – absolwentka Konserwatorium Warszawskiego. Początkowo pracowała jako nauczycielka muzyki w Szkole Pracy Domowej Kobiet w Zakopanem, udzielała prywatnych lekcji muzyki i prowadziła pierwszy chór w Zakopanem. W późniejszych latach, gdy sytuacja rodzinna i finansowa skomplikowała się, zarabiała na życie prowadzeniem pensjonatów (np. willa „Nosal” na  Bystrem, czy willa „Zośka”).

Stanisław Ignacy Witkiewicz „Witkacy – malarz, pisarz, filozof, nierozerwalnie związany z Tatrami i Zakopanem. Jego matką chrzestną została Helena Modrzejewska, ojcem chrzestnym zaś Jan Krzeptowski Sabała. Studiował na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych (najpierw u Jana Stanisławskiego, następnie u Józefa Mehoffera), podczas swoich podróży po Europie poznawał najnowsze trendy w malarstwie. Nękany wyrzutami sumienia po samobójczej śmierci narzeczonej Jadwigi Janczewskiej, namówiony przez swojego przyjaciela Bronisława Malinowskiego, w 1914 roku udał się wraz z nim na wyprawę do Nowej Gwinei. Wyprawa nie wpłynęła jednak na poprawę jego nastroju, tak więc po serii nieporozumień z Malinowskim powrócił do Europy. Podczas I wojny światowej znalazł się w Rosji.  Z uwagi na swoje zapatrywania polityczne wstąpił  do carskiej armii, skąd poprzez starania rodziny, został przeniesiony do elitarnej jednostki piechoty. Brał udział w potyczkach z wrogiem, został ranny na froncie. W 1917 roku, po zwolnieniu z wojska był świadkiem rodzącej się w Moskwie rewolucji. W 1918 roku powrócił do Zakopanego. Jego pobyt zarówno w Rosji jak i w wojsku carskim stały się przeżyciem traumatycznym, mającym wpływ na psychikę i światopogląd – od tej pory bał się „Moskala” jak ognia, wpadając prawie w paniczny lęk. Był płodnym pisarzem – spod jego pióra wyszły znane powieści: „622 upadki Bunga”, „Nienasycenie”, „Pożegnanie jesieni”, oraz dramaty: „Tumor Mózgowicz”, „W małym dworku”, „Matka”, „Szewcy”, „Sonata Belzebuba”. Wiele z nich doczekało się wystawień teatralnych. Przyłączył się do grupy „formistów”,  został zwolennikiem i propagatorem „teorii czystej formy”, którą stosował zarówno w swoich dziełach literackich, jak i w malarstwie. Był wnikliwym obserwatorem charakterów ludzkich. W 1926 roku założył w Zakopanem słynną „Firmę Portretową” – jego znakomite portrety, malowane w pastelowych barwach, wydobywają najbardziej charakterystyczne cechy osobowości portretowanego. Jako znany ekscentryk, stworzył własny regulamin i cennik „Firmy”, dzieląc portrety na parę kategorii: typ A i B dla osób nieznajomych, wykonywany pod konkretne zamówienie. Z uwagi na to, że bardzo często przychodziły „paniusie”, które płacąc wymagały wyidealizowanych portretów, typ ten przez Witkacego był zwany „wylizany” i chociaż stanowił najdroższą pozycję w cenniku, nie był zbytnio ceniony przez autora. Kolejne typy to typ C, D, E – przeznaczone głownie dla przyjaciół i znajomych, wykonywane często podczas spotkań  towarzyskich.  Tutaj obowiązywała pełna dowolność i często znajdujemy na nich tajemnicze dopiski wskazujące na używki które zostały zastosowane podczas malowania portretu, stan ducha malarza, osoby obecne podczas sesji, lub panujące warunki. Te portrety, wykonywane pod wpływem chwili, odzwierciedlały prawdziwe cechy charakteru osób portretowanych uchwycone przez autora w mistrzowski sposób.  Miałam przyjemność zetknąć się  z malarstwem Witkacego podczas dwóch wystaw – pierwsza miała miejsce w Galerii na Kozińcu (w dawnej „Cyrankiewiczówce”). Wystawione zostały tylko portrety, jednak ich ilość, różnorodność, niesamowite kolory i specyficzny styl zauroczyły mnie do tego stopnia, że na zawsze stałam się ich fanką. Druga wystawa, która odbywała się w Muzeum Narodowym w Warszawie prezentowała przegląd malarstwa Witkacego, z jego pracami malarskimi i rysunkami. Stanisław Ignacy Witkiewicz był niespokojnym duchem, pośród przyjaciół znany był z chimerycznego charakteru i częstego obrażania się – do anegdot przeszły opowieści jego znajomych jak to „pan Stanisław” w wysyłanych listach, wymawiał im znajomość. Oczywiście, o tym fakcie wkrótce zapominał i wszystko wracało do normy.

Kazimierz Przerwa-Tetmajer – poeta i pisarz. Zafascynowany „góralszczyzną” wiele swoich wierszy poświęcił Tatrom. Jest autorem dwóch wspaniałych książek o Podhalu:  cyklu „Na Skalnym Podhalu”, oraz „Legendy Tatr”. Są to „lektury obowiązkowe” dla wszystkich którzy chcą lepiej poznać historię i kulturę Podhala.

"Dom pod Jedlami" - fragment ornamentu

Dom pod Jedlami – fragment ornamentu

Karol Szymanowski –  jeden z najwybitniejszych kompozytorów XX wieku. Po raz pierwszy zawitał pod Tatry w 1922, a w 1930 roku zamieszkał w Zakopanem na stałe. Zafascynowany dzikimi a tęsknymi nutami góralskiej muzyki, skomponował na ich podstawie muzykę do baletu „Harnasie”. Paryska premiera baletu, która odbyła się w 1936 roku stała się światowym sukcesem. Choreografią zajął się znany choreograf francuski Serge Lifar, on również tańczył solową partię Harnasia. Karol Szymanowski mieszkał w willi „Atma”, w której obecnie mieści się muzeum jego imienia.

Przez Zakopane przewinęło się wiele innych postaci – więcej i mniej znanych: ludzi nauki, pierwszych taterników odkrywających nowe wejścia, pisarzy, kompozytorów, malarzy. Wielu z nich, zafascynowanych pięknem przyrody przenosiło się pod Tatry na stałe. To właśnie oni pozostawili po sobie ślad, naznaczyli to miejsce swoją obecnością. Potrzeba dużo papieru i czasu, aby opisać wszystkie osoby które w dziejach Podtatrza stały się ważne dla tego regionu, które własną osobowością, oraz własną działalnością przyczyniły się do rozpropagowania „góralszczyzny”. Mam nadzieję, że wszystkie te postaci historia Zakopanego zachowa na swoich kartach.

Najciekawsze miejsca w Zakopanem, godne zwiedzenia to:

* przykłady architektury „stylu zakopiańskiego”

** „Koliba” – pierwszy dom wybudowany wg projektu Stanisława Witkiewicza. Nazwa pochodzi od prostego szałasu pasterskiego. Pierwotnie wybudowany został dla Zygmunta Gniatowskiego, ziemianina z Ukrainy, który szukał miejsca na umieszczenie swoich zbiorów etnograficznych (po jego śmierci, zostały przekazane Muzeum Tatrzańskiemu). Wielokrotnie przebudowywany dom ulegał stopniowej dewastacji (z pomieszczeń usunięto między innymi  zabytkowe piece i unikalne, drewniane podłogi). Podczas wojny stał się siedzibą Hitlerjugend, po wojnie urządzono w nim dom wypoczynkowy a następnie dom dziecka. Ostatecznie, w 1984 roku willa stała się własnością Muzeum Tatrzańskiego, które po pracochłonnym remoncie konserwacyjnym udostępniło ją zwiedzającym w roku 1993. Etnograficzne zbiory pierwszego właściciela „Koliby” – Zygmunta Gniatowskiego – wróciły na swoje miejsce.

** „Dom Pod Jedlami”na Kozińcu – jeden z najciekawszych przykładów stylu zakopiańskiego, zachowany w stanie pierwotnym. Nazwa pochodzi od jodeł, które kiedyś porastały to miejsce. Willa zbudowana na wzgórzu Koziniec, została zaprojektowana przez Stanisława Witkiewicza dla Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Drewniana willa stojąca na wysokiej podmurówce, do której prowadzą schody ze wspaniałymi, bogato zdobionymi podcieniami, majestatycznie króluje na stromym zboczu. Willa jest własnością prywatną (pozostaje w rękach rodziny Pawlikowskich), tak więc dom można oglądać jedynie z zewnątrz. Na teren wchodzimy przez starą, drewnianą bramę. W pobliżu możemy podziwiać piękną, stylową studnię powstałą również wg projektu Stanisława Witkiewicza. We wnętrzach willi zachowały się zarówno drewniane meble, jak i pierwotna góralska ornamentyka.  „Dom Pod Jedlami” oprócz wielu zacnych przyjaciół gościł między innymi Marię Pawlikowską-Jasnorzewską (żonę Jana Pawlikowskiego), oraz jej siostrę Magdalenę Samozwaniec (z domu Kossakówny – córki Wojciecha, a wnuczki Juliusza Kossaka). Uszanujmy prywatność właścicieli, postarajmy się nie zakłócać ich intymności i odpoczynku

**drewniany kościółek w Jaszczurówce – ufundowany przez rodzinę Uznańskich, powstał wg  projektu Stanisława Witkiewicza i należy do najpiękniejszych zabytków stylu zakopiańskiego. Drewniana konstrukcja (zbudowana bez użycia gwoździ), spoczywa na granitowej podmurówce, dach pokryty jest gontami, a drewniane okna i drzwi zostały ozdobione bogatą ornamentyką i kołkowaniem. Wewnątrz możemy podziwiać piękny w swojej prostocie wystrój kościółka, wspaniały, drewniany ołtarz, oraz kolorowe witraże. Kościółek znajduje się  w Jaszczurówce, dzielnicy Zakopanego położonej przy drodze z Zakopanego na Cyrhlę (szosa prowadzi dalej do Morskiego Oka).  

** „Witkiewiczówka” – willa zbudowana dla Jana Witkiewicza (brata Stanisława Witkiewicza), wg projektu jego syna Jana Witkiewicza Koszyca. Pierwotnie w willi znajdował się pensjonat prowadzony przez siostrę Stanisława Witkiewicza – Marię. W pensjonacie tym pomieszkiwał Stanisław Witkiewicz, w niej też miała swoją siedzibę  Firma Portretowa utworzona przez Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego). Podczas II wojny światowej służyła jako Dom Pracy Twórczej Związku Historyków Sztuki, w następnych latach często zmieniała właścicieli. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych i służy (tak jak pierwotnie) za pensjonat. „Witkiewiczówka” stanowi

Witkiewiczówka

Witkiewiczówka

kolejny przykład architektury zakopiańskiej – z drewnianą zabudową posadowioną na murowanym kamiennym fundamencie, dachem krytym gontami, arkadami, balkonami i bogato zdobionymi detalami architektonicznymi. Willa położona jest na zboczu Antałówki, a na posesję prowadzi wspaniała, drewniana brama. Miałam przyjemność przebywać parę dni w „Witkiewiczówce” chłonąc atmosferę tego miejsca. Piękne, drewniane meble, kaflowe piece i tajemniczy półmrok pomieszczeń pozostaną w pamięci na długo.

** „Oksza” – willa zaprojektowana przez Stanisława Witkiewicza, wzniesiona dla Wincentego Korwin-Kossakowskiego, pierwotnie nosiła nazwę „Korwinówka”. Obecna nazwa „Oksza” została nadana willi przez kolejnego właściciela – hrabiego Marcina Kęszyckiego. W latach dwudziestych XX wieku willa ta została przekształcona w Profilaktyczny Dom Zdrowia, następnie mieścił się w niej internat, prewentorium i dom wczasowy. W  2006 roku została wpisana do rejestru zabytków województwa małopolskiego. W 2008 roku, jako darowizna, została przekazana Muzeum Tatrzańskiemu. W 2011 roku, po remoncie, została w niej otwarta Galeria Sztuki XX wieku.

** pensjonat „Stamary”, obecnie „Grand Hotel Stamary” – został wybudowany dla znanej śpiewaczki operowej Marii Budziszewskiej, występującej na scenie pod pseudonimem Stamary (zbitka słowna pochodząca od jej imienia, oraz od imienia ojca Stanisława). Budynek został zaprojektowany przez młodego architekta Eugeniusza Wesołowskiego, który w Zakopanem zetknął się zarówno ze Stanisławem Witkiewiczem, jak i propagowanym przez niego stylem zakopiańskim. Pod jego wrażeniem (traktując styl zakopiański jako styl narodowy), postanowił zastosować go w budownictwie murowanym. Pensjonat został ukończony w 1905 roku, a ciekawostką stała się pomoc braci Albertynów z Kalatówek przy jego budowie. „Stamary” był najnowocześniejszym i najbardziej prestiżowym budynkiem w tamtym okresie – posiadał 35 pokoi gościnnych, jadalnię i recepcję, większość pokoi posiadała balkony, wentylację, oraz uchylne okna. Pensjonat otaczał rozległy, dobrze utrzymany ogród. Organizowane były koncerty (między innymi Karola Szymanowskiego i samej właścicielki) i wieczorki teatralno-taneczne, tutaj gościli między innymi: Ignacy Paderewski,  Wojciech Kossak, Ignacy Daszyński, Józef Konrad-Korzeniowski, czy Józef Piłsudski. W 1910 roku została otwarta kawiarnia ogrodowa, a w 1912 roku w budynku zostało zainstalowane oświetlenie elektryczne zasilane z prywatnej elektrowni o napędzie spalinowym. Maria Budziszewska była również społeczniczką prowadzącą działalność charytatywną – prowadziła kuchnię dla bezrobotnych, wspierała finansowo Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego, oraz pismo „Echo”. Dzięki niej, powstało w 1912 roku Gremium Właścicieli Pensjonatów, Hoteli oraz Restauracyj w Zakopanem. W 1914 roku w pensjonacie utworzono punkt zborny dla kandydatów do Zakopiańskiej Kompanii Srzelców. Dalsza historia tego miejsca jest barwna, burzliwa, a jednocześnie smutna – ukazuje zawiść, małostkowość i podłość ludzką jaka otaczała w późniejszych latach Marię Budziszewską – kobietę silną, która pomimo piętrzących się problemów nie poddała się, za wszelką cenę starając się bronić swojej własności. Smutniejsze jest jednak to, że ówczesne władze Zakopanego przyczyniły się w dużym stopniu do systematycznego niszczenia tego miejsca i upodlenia jego właścicielki. Dalsze losy pensjonatu „Stamary’ przedstawię w skrócie:  pensjonat po wybuchu I wojny światowej popada w kłopoty finansowe, właścicielce udaje się jednak przeprowadzić jego przebudowę (powstałe w ten sposób pomieszczenia zostają podarowane Legionistom).  Z uwagi na sympatie socjalistyczne, Maria Budziszewska staje się osoba szykanowaną w środowisku zakopiańskim i zostaje zmuszona do przekazania budynków w dzierżawę. Następnie pensjonat zostaje zarekwirowany dla wojska austriackiego. Kolejne lata nie owocują zmianą sytuacji na lepsze – wiele osób czyha na majątek Budziszewskiej, na właścicielkę i jej pensjonat nakładane są wciąż nowe restrykcje. Kuriozum może stanowić fakt, że zakopiańskie władze międzywojenne postanawiają pensjonat zamienić na więzienie, jednak dzięki wstawiennictwu władz wyższych udaje się uchronić budynek przed kompletną dewastacją  i przekazać go Klubowi Towarzystwa Tatrzańskiego jako siedzibę. To jednak nie koniec problemów – w niedługim czasie, pozostawiając właścicielce tylko 2 pokoje,  pensjonat zostaje przekazany w użytkowanie Funduszowi Klimatycznemu. Budziszewska borykając się z kolejnymi problemami finansowymi zaciąga nowe kredyty, a zła koniunktura w turystyce i gminne władze przyśpieszają nieuniknioną katastrofę. W 1929 roku państwo przejmuje majątek Marii Budziszewskiej, zarząd miejski wykupuje pensjonat, a w krótkim czasie jego nowym właścicielem zostaje dr. Bahr, który w 1935 roku odstępujeł budynek Bankowi Gospodarstwa Krajowego. Byłej właścicielce przyznano jeden pokój w użytkowanie wieczyste, obowiązuje jednak zakaz rozmów z personelem. Po wybuchu II wojny światowej budynek zajmują żołnierze Wehrmachtu. Maria Budziszewska  umiera  samotnie w 1942 roku, zostaje pochowana na nowym cmentarzu – jej grób nie zachował się. Z początkiem okupacji w pensjonacie przeprowadzano szkolenia Ukraińców, którzy mieli zostać wcieleni do korpusu SS-Galizien i walczyć dla chwały Hitlera. Budynek staje się siedzibą komendantury wojskowej oraz żandarmerii wojskowej. Po zakończeniu wojny Bank Gospodarstwa Krajowego, jako dotychczasowy właściciel, otwiera w budynku dom wczasowy. Od 1984 roku, jako dom wczasowy „Przodownik”,jest administrowany przez Fundusz Wczasów Pracowniczych. W tym samym roku przeprowadzono jego remont. W 1957 roku pensjonat zmienia nazwę na „Podhale” (w dalszym ciągu pozostaje domem wczasowym FWP). W kolejnym roku pensjonat traci sporą część swojego ogrodu, a w 1960 roku na pozostałej jego części zostaje pobudowany dom wypoczynkowy „Kolejarz”. W 2002 roku FWP z uwagi na złą sytuację finansową Funduszu sprzedaje pensjonat. Gruntownie odremontowany budynek zostaje oddany do użytkowania w 2006 roku. Przywrócono mu nie tylko jego pierwotny wygląd, lecz również nazwę i prestiż. Obecnie jako Grand Hotel Stamary prezentuje dumnie swoją odnowiona fasadę, oraz wspaniałe wnętrza. (Na podstawie informacji ze strony Grand Hotel Stamary).

* Dom Turysty PTTK – powstał w 1958 roku wg projektu dwóch architektów Zbigniewa Kupca i Tadeusza Brzozy (profesorów Politechniki Wrocławskiej). Jest on przykładem stylu nowo-zakopiańskiego (bryła czterościanu z dziedzińcem wewnętrznym). Pokryty gontami dach jest największym powierzchniowo dachem tego typu w Europie (6.000 metrów kwadratowych).

* Muzeum Tatrzańskie – zapozna nas z historią i kulturą Podhala

* Dworzec Tatrzański – wzniesiony wg projektu Karola Zaremby. W budynku mieściły się biura Towarzystwa Tatrzańskiego, Koło Przewodników Tatrzańskich, TOPR , biblioteka, czytelnia oraz sala z fortepianem służąca organizacjom koncertów, spektakli teatralnych, odczytów i zabaw. Koncertował w niej miedzy innymi Ignacy Jan Paderewski, występowała Helena Modrzejewska, swoje wiersze czytał Henryk Sienkiewicz. Tu odbywały się również charytatywne bale Towarzystwa Tatrzańskiego. Podczas jednego z balów drewniany budynek spłonął w  od pożaru spowodowanego przez lampę naftową (1900 rok). Odbudowa Dworca wg  projektu Wendelina Berinera zakończyła się w roku 1903, w 1929 roku budynek został rozbudowany wg projektu Bohdana Tretera. Obecnie jest własnością PTTK.

* stary, drewniany kościółek przy ulicy Kościeliskiej – pierwsza zakopiańska parafia i przystań ks. Stolarczyka

* stary cmentarz na „Pęksowym Brzyzku” usytuowany przy starym kościółku na ul. Kościeliskiej. To tutaj znajdują się groby znanych, zasłużonych dla Zakopanego osób

* nowy, murowany kościół na Krupówkach – z bocznymi ołtarzami projektowanymi przez Stanisława Witkiewicza

* ulica Kościeliska – najstarsza ulica Zakopanego, ze swoimi zabudowaniami góralskimi jest pięknym przykładem starego budownictwa regionalnego. To tutaj właśnie znajdowały się zagrody najbardziej znanych rodów góralskich, tutaj został zbudowany pierwszy, drewniany kościółek, oraz willa „Koliba”

* sanktuarium na Krzeptówkach – z przepięknymi drewnianymi dekoracjami wewnątrz

* nowy cmentarz przy ul. Nowotarskiej – to największa nekropolia ofiar gór i ludzi Tatr. Tutaj miejsce spoczynku znaleźli między innymi: góral, przewodnik i legendarny ratownik Klimek Bachleda, wspaniały taternik Mieczysław Świerz, taterniczki siostry Lida i Marzena Skotnicówny, które odpadły podczas wspinaczki na Zamarzłą Turnię, Olga Małkowska – współtwórczyni polskiego skautingu, gawędziarz i pisarz ludowy Stanisław Krzeptowski, Bartuś Obrochta –  genialny góralski muzyk, Jóżef Uznański – legendarny przewodnik, ratownik i kurier zakopiański.

* Kuźnice – z odremontowanym dworem i pozostałościami zabudowań

* Krokiew – skocznie narciarskie

* muzea – Jana Kasprowicza na Harendzie, Karola Szymanowskiego – willa „Atma”, Kornela Makuszyńskiego – willa „Opolanka”.

fragment pomnika Kornela Makuszyńskiego - wszyscy kochamy Koziołka Matołka

fragment pomnika Kornela Makuszyńskiego – wszyscy kochamy Koziołka Matołka

Tatrzańskie szlaki zaczynamy zwiedzać od Tatr zachodnich:

* dolina Chochołowska – jest najdłuższą naszą doliną (10 km), leżącą w zachodniej części Tatr (skręt z szosy Zakopane – Chochołów). Jest tłumnie odwiedzana przez turystów, a samochód możemy pozostawić na parkingu na początku doliny. Dalej udajemy się pieszo, rowerem (możemy go wypożyczyć), lub podjeżdżamy kawałek (do końca asfaltowej drogi) furką konną -„tramwajem”. Chochołowska, dzięki swoim rozmiarom stała się największym ośrodkiem pasterstwa pod Tatrami. Tutaj wydobywano rudy żelaza, które początkowo również przetapiano na miejscu (stąd np. nazwa Huciska). W 1932 roku na polanie Chochołowskiej zostało oddane do użytku schronisko. Jest to największe schronisko po naszej stronie Tatr. Podczas II wojny światowej szałasy pasterskie stawały się bardzo często miejscem schronienia dla partyzantów polskich i radzieckich. W 1945 roku, podczas walk z partyzantami, Niemcy spalili schronisko wraz z okolicznymi szałasami. Po zakończeniu wojny, schronisko zostało odbudowane i oddane ponownie do użytkowania w 1953 roku. W 1983 roku w schronisku odbyło się potajemne spotkanie papieża Jana Pawła II z Lechem Wałęsą. Spotkanie to upamiętnia tablica umieszczona przy wejściu do schroniska. Schronisko w dolinie Chochołowskiej może służyć za idealną bazę do wypadów w Tatry Zachodnie. Hala wygląda uroczo wczesną wiosną, gdy tysiące rozkwitających krokusów maluje ją w fioletowe barwy. Nie dochodząc do schroniska, po prawej stronie szlaku, na wzniesieniu widzimy drewnianą kapliczkę. To przy niej kręcono niektóre sceny „Janosika”. Na hali Chochołowskiej kręcono również wspaniałą scenę kuligu do „Potopu”. Wszyscy zapewne pamiętamy te wspaniałe sanie, uśmiechniętą Oleńkę i szczęśliwego pana Andrzeja. Ach, to była sanna:)

* dolina Kościeliska – posuwając się w stronę Zakopanego, docieramy szosą do Kir – tutaj możemy pozostawić samochód na parkingu i udać się dalej pieszo. Dolina Kościeliska jest jedną z najpiękniejszych dolin tatrzańskich. Długa na 9km, z pięknymi, stromymi szczytami po obu stronach szlaku, unikalną przyrodą (możemy podziwiać szarotki), oraz szumem płynącego jej dnem Kościeliskiego potoku, jest idealnym miejscem rodzinnych wypraw. W przeszłości związana była z górnictwem i przemysłem hutniczym – wydobywano tutaj srebro, miedź i rudy żelaza, w Starych Kościeliskach mieściły się chaty robotników, kuźnia, gospoda i kościółek (pozostałością po górnictwie na tym obszarze jest kapliczka stojąca przy drodze). Przez dolinę Kościeliską prowadził szlak na Słowację, tutaj też grasowali zbójnicy, napadając na przejezdnych kupców. W drodze do schroniska mijamy dojścia do jaskiń – Mroźnej, Smoczej Jamy, Raptawickiej oraz Mylnej. Wszystkie zostały udostępnione do zwiedzania. Nieopodal znajduje się wejście do Wąwozu Kraków. Dolina Kościeliska kończy się halą Ornak, tutaj możemy odpocząć i posilić się. Skręcając przed schroniskiem w lewo, krótkim spacerkiem dojdziemy do uroczego Starosmreczańskiego stawu.

* „Droga pod Reglami” – prowadzi nas od skoczni pod Krokwią do wylotu doliny Strążyskiej. To tutaj znajdują się początki szlaków do najpopularniejszych „spacerowych” dolinek. Szlaki te nie wymagają wysiłku przy podejściu i stanowią świetną propozycją miłych spacerów.

** dolina Strążyska – wejście do doliny znajduje się na końcu ulicy Strążyskiej. Tutaj możemy zostawić samochód. Dolina ma 3 km długości i kończy się masywną ścianą Giewontu, oraz wodospadem Siklawica. Płynący dnem doliny potok Strążyski tworzy liczne, malownicze kaskady. Idąc w głąb doliny mijamy po drodze leśniczówkę na polanie Młyniska, kapliczkę Maryi z dzieciątkiem – zawieszoną po prawej stronie na skale nad potokiem, oraz „skałę Jelinka” z pamiątkową tablicą. Przechodząc przez kolejne, drewniane mostki dochodzimy do schroniska, skąd rozciąga się wspaniały widok na Giewont. W schronisku polecam wspaniałe ciasto domowe, zawsze pyszne:) Na prawo od schroniska odbiega szlak na Giewont, skręcając za schroniskiem w prawo możemy przejść „Drogą nad Reglami” do schroniska na Kalatówkach.

Dolina Strążyska

Dolina Strążyska

** kolejne dolinki to: dolina „Ku Dziurze” która kończy się jaskinią („dziurą”), oraz dolina „Białego” (nazwa pochodzi od nazwy „Białego potoku” płynącego tą dolinką. Są to krótkie dolinki, łatwo dostępne spacerowiczom. Wejścia do nich położone są na „Drodze pod Reglami”.

* szlaki dostępne z Kuźnic:

Hala Kalatówki– mijamy dolną stację kolejki linowej na Kasprowy i skręcamy w prawo na kamienistą drogę wiodącą na Kalatówki. Po drodze, po lewej stronie mijamy pustelnię brata Alberta, dzisiaj niewielki klasztor sióstr Albertynek. Brat Albert – Adam Chmielowski, urodzony w 1845 roku, powstaniec styczniowy, malarz, założyciel zakonu sióstr Albertynek i braci Albertynów był jedną z ciekawszych postaci tamtego okresu. Wcześnie osierocony przez rodziców, po otrzymaniu stypendium rządowego w 1855 roku rozpoczął naukę w petersburskiej Szkole Kadetów. Po przeprowadzce do Warszawy, w 1861 roku podjął studia w Instytucie Politechnicznym i Rolniczo-Leśnym w Puławach. Jako osiemnastolatek, w 1863 roku przyłączył się do powstania styczniowego (walczył w oddziałach Frankowskiego i Langiewicza). Wzięty przez Austriaków do niewoli, uciekł z więzienia w Ołomuńcu (Olomouc) i ponownie przyłączył do powstańców. Uczestniczył w szeregu bitew, został ciężko ranny w nogę, którą musiano amputować. Przed zesłaniem w głąb Rosji uchroniła go interwencja rodziny. Po emigracji z Polski, udał się do Paryża. Tu, dzięki wsparciu Komitetu Polsko-Francuskiego przeszedł dalszą rekonwalescencję. Powrócił do Warszawy po ogłoszeniu amnestii, w roku 1865. Podjął naukę malarstwa, którą kontynuował również w Paryżu i Monachium – stał się cenionym malarzem, jego prace, zdobywały uznanie i nabywców. W 1884 roku na stałe osiadł w Krakowie, gdzie stał się częścią krakowskiej bohemy, włączając się czynnie w życie towarzyskie. Do grona swoich przyjaciół zaliczał między innymi: Helenę Modrzejewską, Józefa Chełmońskiego, Maksymiliana Gierymskiego, czy Henryka Sienkiewicza. W tym to okresie, nastąpił w życiu Chmielowskiego istotny przełom – poruszony biedą jaką spotkał wśród mieszkańców krakowskiego Kazimierza, ich nędzą i ubóstwem, namalował najważniejszy obraz swojego życia „Ecce Homo” (obraz wystawiony jest w kaplicy sióstr Albertynek „Ecce Homo” w Krakowie). W 1887 roku przyjął habit zakonu franciszkanów i zaczął zajmować się biednymi. W drodze na Kalatówki, w samotni brata Alberta, oprócz części dostępnej jedynie siostrom Albertynkom, możemy obejrzeć chatę-samotnię w której przebywał i modlił się brat Albert, oraz mały kośiółek w którym odprawiane są nabożeństwa. Po wyjściu z samotni, po drugiej stronie drogi znajduje się szlak, który doprowadzi nas wyżej, do klasztoru braci Albertynów.

Hala Kalatówki

Hala Kalatówki

Skręcając po wyjściu z samotni brata Alberta w lewo, dochodzimy drogą do hali Kalatówki – tutaj możemy odpocząć w Hotelu Kalatówki. Na dole znajduje się bar, z pięknym żyrandolem z postaciami kozic:)

Idąc dalej szlakiem, pnąc się stromym kamienistym szlakiem, dochodzimy do Hali Kondratowej. Zwróćmy uwagę na głaz, znajdujący się po lewej stronie schroniska. Jest on pozostałością lawiny, która zeszła ze zboczy Giewontu. Głaz, szczęśliwie zatrzymał się w niewielkiej odległości od drewnianej ściany schroniska. W porze wiosennej uważajmy na niedźwiedzie, wcześnie obudzone z zimowego snu. Potrafią tutaj grasować, zwabione smakowitym zapachem turystycznych pozostałości z pobliskiego kosza na śmieci. W sytuacjach zagrożenia, stosujmy się do poleceń obsługi schroniska i nie wylegajmy gremialnie aby oglądać „piękne, puchate misie”. To naprawdę może być groźne. Z Kondratowej wchodzimy na Giewont, możemy również poprzez Kopy Kondrackie przejść do Kasprowego

* w Kuźnicach znajduje się dolna stacja kolejki linowej na Kasprowy Wierch. Przesiadka następuje na Myślenickich Turniach. Na „Kasprowym”, znajduje się Obserwatorium Meteorologiczne, obok w „Pizzy Hut” możemy napić się czegoś ciepłego. Pierwsze wagoniki kolejki dowiozły turystów na Kasprowy w 1936 roku, a w 2008 roku kolej została zmodernizowana (między innymi zmieniono wagoniki na pojemniejsze i bardziej nowoczesne). Wjeżdżając na Kasprowy i podziwiając piękną panoramę Tatr mijamy po prawej stronie mijamy samotnię brata Alberta, wraz z położonym nieco wyżej niewielkim klasztorem braci Albertynów. Po prawej stronie mijamy również schronisko-hotel na Kalatówkach i schronisko na Kondratowej u podnóża Giewontu. Na Kasprowy możemy również podejść na piechotę kierując się szlakiem z Kuźnic na Myślenickie Turnie. Na Kasprowym rozchodzą się szlaki na: Gąsienicową, Świnicę (a następnie najwyższe polskie szczyty), oraz Czuby Goryczkowe (z możliwością zejścia na Kondratową, lub wejścia na Giewont). Kasprowy jest również wspaniałym miejsce dla narciarzy, z możliwością zjazdów na halę Goryczkową lub  Gąsienicową. Z Kasprowym wiąże się również ciekawe wydarzenie z czasów II wojny światowej – Józef Uznański, ratownik tatrzański, instruktor narciarski i kurier dostał polecenie przedostania się na Węgry. Chcąc ułatwić sobie zadanie i oszczędzić sił udał się kolejką na Kasprowy. Z przerażeniem zauważył, że na górze czekają na niego Niemcy. Nie namyślając się długo, przypiął narty, otworzył drzwi kolejki, wyskoczył do źlebu pod stacją i śmignął na dół umykając w ten sposób zdumionym hitlerowcom. Ile w tym prawdy? No cóż, różnie się o tym mówi – jedni zaklinają się, że jest to historia prawdziwa, inni, że takie sobie bajanie.  Ja jednak w to wierzę, bo wpisuje się wspaniale w ogólną „legendę Tatr”. Józef Uznański do późnych lat zachował zdrowie i sprawność fizyczną, jego prostą sylwetkę można było czasami wyłowić na Bystrem, gdzie mieszkał. Zmarł w 2012 roku,  został pochowany na nowym cmentarzu.

skręcając w lewo w Kuźnicach (przechodzimy potok Bystra), dochodzimy do dwóch szlaków wiodących na Halę Gąsienicową – pierwszy prowadzi przez dolinę Jaworzyny, idąc dalej prosto wchodzimy na szlak przez Boczań i Karczmisko (po drodze mijamy odbicie na Nosal, a idąc dalej, po lewej stronie poniżej, mijamy Halę Olczyską z  Kopieńcem). Oba, dosyć strome podejścia. łączą się na przełęczy Wielkiej Kopy Królowej, stąd roztacza się piękna panorama Wysokich Tatr. Schodząc z Karczmiska do schroniska na hali Gąsienicowej (tzw. „Murowańca”), po prawej stronie mijamy Centralny Ośrodek Szkolenia PZA „Betlejemkę” (dawne schronisko Bustryckich). Tutaj, swoje pierwsze szlify zdobywało wielu znanych alpinistów polskich. Do hali Gąsienicowej dochodzą jeszcze dwa inne szlaki – pierwszy jest zejściem z Kasprowego Wierchy, drugi rozpoczyna się w Brzezinach (za Cyrhlą) i prowadzi nas przez Suchą Wodę prosto do Murowańca. Po odpoczynku w Murowańcu, możemy zrobić wycieczkę do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Idąc tym szlakiem, po lewej stronie widzimy miejsce śmierci kompozytora i muzyka – Mieczysława Karłowicza, który zginął tragicznie, zmieciony ze stoków Małego Kościelca przez lawinę śnieżną w roku  1909 . Poniżej szlaku, w miejscu śmierci Karłowicza umieszczono pamiątkową tablicę. Dochodzimy do Czarnego Stawu Gąsienicowego – lewą stroną jeziora prowadzą nas szlaki w wyższe partie Tatr (dla turystów bardziej zaawansowanych) – Zawrat, Granaty, Orlą Perć. Idąc w lewą stronę wchodzimy na przełęcz Karb (pomiędzy Małym Kościelcem a Kościelcem), z której idąc dalej dochodzimy do Kościelca (szlak trudny), lub schodzimy na drugą stronę przełęczy do Czerwonych Stawków, a następnie dochodzimy do schroniska na Gąsienicowej.

* Cyrhla Toporowa – jadąc z Zakopanego przez Jaszczurówkę, po paru dalszych kilometrach krętej szosy dojeżdżamy do Toporowej Cyrhli. Stąd szlak przez las prowadzi nas na Halę Kopieńcową, na Kopieniec, oraz Halę Olczyską

Rusinowa Polanaszlak rozpoczyna się na szosie z Zakopanego (przez Cyrhlę) do Morskiego Oka. Tutaj też możemy pozostawić samochód (brak parkingu). Z tej rozległej polany roztacza się przepiękna panorama Tatr. Stąd można dojść na szczyt Gęsia Szyja, jak również krótkim spacerkiem dotrzeć do symbolicznego cmentarzyka ofiar gór oraz Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr (kościółka prowadzonego przez dominikanów)

Morskie Oko – wybierając się do Morskiego Oka pamiętajmy, że czeka nas 9 km spacer (szosą w jedną stronę). Samochód zostawiamy na parkingu na Palenicy (1 km za Łysą Polaną, z której możemy przejechać na Słowację). Dalej udajemy się pieszo, lub korzystamy z „tramwaju”, wieloosobowego wozu góralskiego ciągniętego przez konie.  Nie jest to najwygodniejszy środek lokomocji, ponieważ górale ładując turystów „do oporu” nie zapewniają im komfortu:) Przeładowane wozy, ciężkie warunki i pośpiech są częstymi przyczynami padania koni na tej drodze. Dlatego, jeśli tylko możemy, korzystajmy z własnych nóg jako środka transportu. Droga do Morskiego Oka jest jednym z najbardziej popularnych szlaków, więc codziennie przemierzana jest przez setki turystów. Trudno się zatem dziwić, że czasami zdarza się, że nie można znaleźć sposobności na mały „skok w las”. Do anegdoty przeszła również opowieść, jak to posapujący ze niecierpliwienia niedźwiedź przestępując z łapy na łapę, nie mógł się przedrzeć na drugą stronę szosy, przez ciągły  strumień turystów.  Po ok. godzinie, dochodzimy do wodospadu Wodogrzmoty Mickiewicza, a skręcając za mostkiem w prawo wchodzimy na szlak wiodący doliną Roztoki do doliny Pięciu Stawów (schronisko). Skręcając za mostkiem w lewo, schodzimy doliną Roztoki do schroniska w Roztoce. Po 9 km dalszej drogi szosą, dochodzimy do starego parkingu na Włosienicy, tutaj w latach 60-tych, 70-tych a nawet  80-tych można było dojechać zarówno samochodem, jak i autobusem. Stąd czeka nas jeszcze ok. 1,5 km spaceru do schroniska nad Morskim Okiem. Nie dochodząc do schroniska, po prawej stronie mijamy szlak przez Świstówkę  do Pięciu Stawów. Dochodzimy do schroniska nad Morskim Okiem, skąd roztacza się wspaniała panorama Tatr (między innymi z Mięguszowieckim Szczytem i Mnichem)Szlak z prawej strony stawu prowadzi nas między innymi do Dolinki za Mnichem, Wrót Chałubińskiego i Szpiglasowej Przełęczy (stąd możemy zejść do doliny Pięciu Stawów). Szlak biegnący z lewej strony wiedzie nas do położonego wyżej Czarnego Stawu, oraz na Rysy.

"Bąkowa Zochylina" - kapela góralska

„Bąkowa Zochylina” – kapela góralska

Tradycje regionalne, gwara, muzyka, rzemiosło…. Podtatrze kultywuje swoje tradycje regionalne – wszystko to, co jest dziedzictwem tego rejonu. W dalszym ciągu zachowała się śpiewna gwara góralska, piękne stroje ludowe i zwyczaje (bajania, śluby i wesela). W karczmach grają kapele góralskie, stąd pochodzą również dobrze znane zespoły, kultywujące tradycje muzyki góralskiej i czerpiące z niej natchnienie, takie jak „Krywań”, „Trebunie Tutki”, czy „Zakopower”. Wielu turystów przyjeżdżających pod Tatry kupuje zarówno wyroby z wełny i ze skóry , jak i pamiątki. Stragany na Krupówkach (znikające w szybkim tempie), czy bazar pod Gubałówka są świetnym miejscem na zaopatrzenie się w kapcie skórzane, kożuchy i kurtki skórzane, ciepłe, wełniane wyroby, czy drewniane pamiątki. Pamiętajmy jednak, że górale, korzystając z nieświadomości turystów, często sprzedają „oscypki” z mleka krowiego zamiast owczego, lub dodają watę do owczej wełny. Uważajmy również na pamiątki góralskie, które nierzadko pochodzą z Chin:) Pomimo wielu przyjezdnych, którzy osiedlili się w Zakopanem na stałe, góralskie tradycje powinny być kultywowane, to one są solą tej ziemi i na nich w dużej mierze opiera się atrakcyjność tego regionu.

Było, minęło…. w moim sentymentalnym Zakopanem wiele jest wspomnień, po których w dzisiejszym Zakopanem nie ma śladu. Miejsca te dla włodarzy miasta stanowiły przeszkodę, która z tych czy innych względów została wyeliminowana. W minionym okresie były wizytówkami miasta, tłumnie odwiedzanymi przez turystów, dzisiaj, pozostają tylko wspomnieniem.

* „Coctail Bar” – drewniany budynek stojący przy Kurpówkach (obecnie w tym miejscu mieści się ogródek grillowy hotelu „Litwor”).  W latach 1905-1929 mieściła się tutaj popularna restauracja Stanisława Karpowicza „Przełęcz”, wielu sławnych bywalców Zakopanego przychodziło do „Karpia”. W latach 60-tych/90-tych XX wieku mieścił się tutaj słynny „Coctail Bar”. Przed wejściem trzeba było odstać swoje w długiej kolejce, „złapać” zwlniający się stolik wewnątrz baru lub w pobliskim ogródku i już można było pałaszować wspaniałe lody: „Ambrozję”, „Afrykańskie”, czy „Czarno-białe”. Zresztą, wybór lodów, deserów i ciast był oszałamiający i każdy znalazł cos dla siebie. Niestety, w 1999 roku, kawiarnie rozebrano:(

* karczma „Redykołka” – u zbiegu Krupówek i Kościeliskiej. Wspaniała, regionalna kuchnia, stylowe wnętrze, sympatyczna obsługa. Dzisiaj w tym miejscu zieje dziura przejścia podziemnego pod ul. Kościeliską:)))

* kawiarnia „Kmicic” – legendarna kawiarnia/restauracja, jeden z najmodniejszych lokali lat 60-tych, 70-tych i 80-tych. Piękna, drewniana karczma zbudowana na tyłach parku miejskiego (obecnie – parking hotelu „Litwor”). „…..Porwali te panny prosto od Kmicica…” – to o tym miejscu śpiewają Skaldowie w piosence „Z kopyta kulig rwie”. I chociaż miejscowi wspominają ten lokal jako miejsce „podrywu i picia”, to mnie kojarzy się raczej z sympatyczną atmosferą popołudniowej kawy pitej w miłym młodzieżowym towarzystwie.

* kawiarnia hotelu „Giewont” – elegancka kawiarnia, ze znakomitą kawą i tortami (np.: wiedeński – pychotka!). Tutaj wpadała na kawę śmietanka towarzyska – znani aktorzy, pisarze. Obecnie, podobno hotel nie nadaje się do użytku ze względów technicznych. Najprawdopodobniej zostanie sprzedany i zburzony!

* restauracja „Poraj” – znana z regionalnego jadła (smażonych rydzów, kanapek z bryndzą, śledzika), dzisiaj podupadła, zapomniana, serwująca pizzę i kurczaki.

* restauracja „Wierchy” – znana z dancingów, a w kolejnych latach dyskotek. Tutaj przychodziło się potańczyć:)

* restauracja „Jędruś” – z legendarnymi dancingami. To tutaj szalało się na parkiecie.

* dom wczasowy „Łączności” na Cyrhli – z piękną, drewnianą bramą, wspaniałymi rzeźbionymi ławami,  rzeźbionymi żyrandolami z postaciami zbójników w świetlicy, pięknie opisaną i wspaniale ilustrowaną „Sabałową bajką” wiszącą w ozdobnej ramie przy wejściu do budynku. Ze wspomnieniem pysznych ciast i ciastek w przyległej kawiarence. To wszystko przestało istnieć. Obecnie, w tym cichym i spokojnym miejscu wyrósł wielki hotel. Z pewnością przyniesie nowe miejsca pracy dla górali. Czy jednak wkomponował się odpowiednio w spokojną i senną atmosferę góralskich domów stojących opodal? Raczej wątpię – dla mnie to ogromny dysonans, który nie powinien mieć miejsca.  

„Byli chłopcy byli, ale sie mineli. I my się miniemy po malućkiej kwili” to słowa przypisywane Janowi Krzeptowskiemu Sabale. Były one wspomnieniem  starych, lepszych czasów, wspomnieniem ludzi, którzy już dawno odeszli. To samo można powiedzieć, o Podhalu. Tatry były, są i będą – mam nadzieję, że nie zostaną zadeptane przez tłumy turystów co roku przybywających pod Tatry, nie znikną pod stertami śmieci, puszek po piwie i plastikowych butelek. Zakopane jednak zmienia się bezustannie – i chociaż tłumy spacerujące po Krupówkach nie zmieniły się od dziesięcioleci, zmienił się sam charakter tego miejsca. To prawda, że miasto się modernizuje, ale czy idzie w dobrym kierunku? W ciągu ostatnich dwudziestu paru lat, modernizacji uległy hotele i kwatery gościnne. W latach 60-tych, 70-tych, a nawet w latach 80-tych wystarczało wynajęcie pokoju. Toaletę zastępowała stojąca w pokoju  miednica, dzbanek z wodą i wiadro na nieczystości. Gospodarze traktowali przyjezdnych jak mile oczekiwanych gości i chętnie dostarczali mleko z porannego udoju krów. Przyjezdne dzieci traktowane były jako swoje i często oprócz zabawy z dziećmi gospodarzy, przyłączały się do zbierania siana z pola, zwożenia siana wozem drabiniastym, zbioru grzybów czy malin w okolicznych lasach. I chociaż warunki pobytu z pewnością nie dorównywały obecnym, panowała miła, przyjacielska atmosfera.

Kościół w Bukowinie - góralski ślub.

Kościół w Bukowinie – góralski ślub.

Standardy się zmieniły – nie wyobrażamy sobie obecnie pokoju bez łazienki, śniadań, a nawet pełnego wyżywienia. Staliśmy się wygodni, bardziej wymagający. Turyści znają swoje prawa i je egzekwują – i to dobrze. Jednak dla mnie coś ulotnego z dawnej atmosfery Zakopanego odeszło bezpowrotnie w przeszłość.  Zakopane straciło swój specyficzny urok. Coraz więcej komercji, pazerności, byle-jakości wkradło się  w ciągu ostatnich lat do życia Zakopanego. Na Krupówkach eleganckie sklepy zastąpiły dotychczasowe, mniej ekskluzywne; zapach spalonego grilla dociera z knajp; barki szybkiej obsługi, Pizze Hut, McDonald’sy zastąpiły dobre, przytulne restauracje. Byle jakie, chińskie pamiątki wyparły Cepeliowskie rękodzieło. I chociaż sezon turystyczny pod Tatrami trwa prawie cały rok, często spotykamy się z arogancją („nie chceta, nie przyjeżdżajta”), a przyjezdni na każdym kroku skubani są z dudków jak „bażanty”. Zła infrastruktura, dziurawe drogi i chodniki, mała ilość autobusów, śmierdzący smog nad centrum Zakopanego – to wszystko sprawia, że „starzy” turyści, znający dawniej to miejsce, uciekają z Zakopanego, szukając bardziej gościnnych stron.

No cóż, szkoda….                                   

                      

                                                          SABAŁOWA BAJKA

„……Prosem piknie wasych miłości, raz seł chłop ze świdrem i rąbanicą do Nowego Targu na siacie. Jakoś za Poroninem stowarzysyła się z nim stara baba. Chłop, że był mądry gazda, poznał Śmierć i zara myśli, jako się jej pozbyć. Wzion wreście wiercić dziurę do wirby, wiercił, póki nie wywiercił, a potem w nią zagląda.

Cego patrzys? – pyta Śmierć.

– Chces uznać, to sama zaźrzyj. Zaźrzała śmierć do dziury, nie widzi nic – a bez ten czas ociosał se chłop rąbanicą bukowy kołek.

– Nie widzę nic – powiada Śmierć.

– Wleź całkiem, to obacys.

Ledwie Śmierć wlazła całkiem, zatkał ci ją chłop – prosem piknie – bukowym kołkiem, przybił kołek obuchem i poseł.

Az tu rok po roku idzie, chłop zyje i zyje; ludziska przestali umierać; zajaziło się od nich w Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Chochołowie, wsędy, ze cłek koło cłeka stał, jako smereki stojom w borze. Chłopisko się zestarzało, bieda pocena go gnieść, robić już nie mogło. Naprzykrzyło mu się w ostatku zyć, poseł i odetkał Śmierć z wirby. Jak Śmierć – prosem piknie – skocy, jak weźmie kosić – w Zakopanem, w Białym Dunajcu, w Kościeliskach, w Chochołowie, to tyla się luda wykopyrtło, ze i chować gdzie nie było.   Przychodzi wreszcie Śmierć do jednej gaździny wdowy – siedmioro sierot u niej – i biere ją. A tu dzieci, kiej nie zacnom lamentować:

– Nie bier matki, nie bier matki!

Zlutowała się Śmierć nad dziećmi, idzie do Pana Boga i powiada:

– Panie Boze, jakoze mnie matkę brać, kiej dzieci tak prosom, tak lamentujom, aze mi się luto stało.

A Pan Bóg powiada tak:

– Ja w tych rzeczach nie gazda, jeno Pan Jezus gazda. Idźze do pana Jezusa, niech ci ta powie, jako ma być.

Przychodzi Śmierć do Pana Jezusa i powieda:

– Panie Jezu, jakoze mnie gaździnę brać? – siedmioro sierot w chałupie – tak prosom, tak lamentujom, aze mi się luto stało.

A Pan Jezus prask Śmierć w pysk:

– Chybaj do morza, przynieś skałkę!

Skocyła Śmierć do morza, na samiusieńkie dno, przyniosła skałkę kwardom, okrągluchnom jako bochenek chleba, a Pan Jezus do niej:

– Gryź!

Gryzie Śmierć, gryzie – zębiska ją bolom; zgryzła wreście calusieńkom skałkę – i patrzy: aż w środku chrobocek maluśki siedzi.

A Pan Jezus prask Śmierć w pysk:

– Widzis, powieda: to ja i o tym maluśkim chrobocku na dnie morza wiem i pamiętam; a ty myślis, że ja o sierotach nie będę pamiętał? Chybaj, bier matkę!……..”

_______

 „Sabałowa Bajka” w/g gawędy Jana Krzeptowskiego Sabały, spisana przez Henryka Sienkiewicza.

 

 

 

—————————————————————————————————–

Zdjęcia:

– izba w chałupie góralskiej – Muzeum Tatrzańskie

– Jan Krzeptowski Sabała – St. Witkiewicz

– pozostałe – autorki blogu. Zdjęcia te są moją własnością i podlegają ochronie prawnej zgodnie z Ustawą z dnia 04.02.1994r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych (Dz.U. z 2000r. Nr 80, poz. 904, z późn. zm.). Nie wyrażam zgody na ich powielanie, kopiowanie, przetwarzanie i publikowanie bez mojej zgody.

WSTĘP

Zwykły wpis

GÓRY I DOLINY – DOLINY I GÓRY. Obojętnie w jakiej kolejności je umieścimy, zawsze będą się kojarzyć z podróżami. Z podróżami bliskimi i tymi dalszymi. Z mnóstwem wspomnień, które zachowany w pamięci. Wspomnienia przyjemne, wspomnienia urocze i te mniej przyjemne, które jednak mim wszystko wzbogaciły nas o nowe doznania. Zachowamy również te wspomnienia, które są dla nas szczególnie miłe – wspaniałe widoki, niezapomniane, nowe zapachy, uśmiechy ludzi z którymi się spotykaliśmy i  specyficzny klimat tych miejsc które nas szczególnie zauroczyły.

To są nasze wspomnienia, których z pewnością nikt nam nie odbierze. Będziemy do nich wracać w ponure dni, marząc o tym, aby do nich wrócić i wtopić się ponownie w tę cudowną atmosferę.

Będzie mi bardzo miło, jeśli moje wspomnienia staną się inspiracją dla innych i sprawią, że odkryjecie nowe miejsca, które również dla Was staną się miłymi wspomnieniami.

Tytuł tego bloga zaczyna się od „gór” i nie jest to przypadkowe zestawienie. To właśnie góry stały się dla mnie miejscem, w którym czuję się najlepiej. Widok stromych szczytów, zielonych łąk i pasących się na nich krów, świeży zapach ziół i traw – to wszystko jest mi bliskie. Wąskie, kamieniste szlaki pnące się stromo pod górę, przejrzyste strumyki i głębokie stawy, zmęczenie które daje radość po męczącej wspinaczce – te wspomnienia są dla mnie bardzo cenne.

Zacznę jednak od początku…. od najmłodszych lat podróże były jedną z ważniejszych części mojego życia. Zawdzięczam to Rodzicom, którzy zaszczepili we mnie tego sympatycznego bakcyla. Wakacje, weekendy, wolne chwile – to był czas poznawania NOWEGO. Nowych miejsc, nowych zabytków, nowych ludzi i nowych kultur. To pozostało we mnie do dzisiaj – podróże są częścią mojej osobowości:)

To właśnie z Rodzicami poznawałam nowe szlaki, historię i kulturę Zakopanego – miejsca od którego zaczęły się moje górskie fascynacje.

Ale o tym opowiem w kolejnym odcinku…..

Obrazek